2 4 1 2 1 9 9 8 / 6 2 2"



Seal'd her mine from her first sweet breath.
Mine, mine by a right, from birth tilth death.
Mine, mine _ our fathers have sworn. 

 Alfred, Lord Tennyson, "Maud" 













Czarna plama rozprzestrzeniała się na moim rękawie. Na początku dostrzegłem zaledwie ciemną kropkę na materiale, ale ona rosła. Rosła. Czerń była ciepła, płynna. Ciężki czarny płyn, ciepły. Za ciepły. Potrzebowałem chwili, żeby zrozumieć. Zrozumieć, iż ten płyn należał do mnie. Pochodził ode mnie. Był we mnie. Poczułem swój oddech, wystraszony, ja sam, odstręczony. Odraza. Widziałem jak podnoszę rękę, aby odkryć rękaw i zobaczyć, czemu... I tam, dosłownie pod moim nadgarstkiem, był znak, czarny znak Voldemorta. Ale to nie on był źródłem tego czegoś. Moja skóra była przecięta, jakby ktoś przejechał po niej nożem, krwawiła. Ale nie krwią. Tylko tym. Czarną mazią. Kapała na... twarze, ludzkie, uśmiechnięte twarze, a gdzie natrafiła, tam zamieniła wszystko w czarną pustkę. Ostatnie co połknęła to oczy, brązowe jak pióra ptaka, połyskujące pod słońcem.


Obudziłem się mocno wciągając powietrze, jak gdyby ktoś próbował mnie udusić. Złapałem się za szyję, czując pod nasadą palców moją gorącą, wilgotną skórę, pod którą mocno pulsowała krew. Krew. Spojrzałem w dół, na moją rękę, ale wszystko było w porządku. Oczywiście.


„Oprócz tego cholernego znaku” – pomyślałem cynicznie, opadając na poduszkę. Czułem energię wibrującą i szalejącą w całym moim ciele, a z drugiej strony niemoc, brak sił. Słabość.


Dwudziesty czwarty grudnia, jak widać, witał mnie z niesamowitą serdecznością. Sięgnąłem ręką po szklankę, która zawsze stała przy moim łóżku, napełniona wodą. Tym razem zamiast chłodnego szkła, moja ręka dotknęła czegoś... papierowego. Odwróciłem głowę i zmarszczyłem czoło, podnosząc się z niechęcią. Na stoliku zamiast mojej szklanki, leżał jeden mały pakunek owinięty zieloną wstążką. Mój wzrok przez długi czas nie mógł się od niej oderwać. Zielona wstążka. Wydawała się kompletnie nie pasować... do tej sytuacji, do mojego samopoczucia, do mnie. Do niczego.


Sięgnąłem po nią. Dopiero jutro są święta, nie dziś. Do papieru ktoś wsunął małą karteczkę. Rozwinąłem ją.




Proszę nie zapomnieć o jeziorze. To może się panu przydać.


Wesołych Świąt, panie Malfoy.


M.M




Jezioro.


Dopiero wczoraj siedziałem na zakurzonym parkiecie Pokoju Życzeń, ostrożnie przecedzając informacje, które uważałem, iż mogłem przekazać Granger. Dlaczego nie powiedziałem jej o wszystkim, co już wiedziałem?

Odpowiedziała mi pustka. Mój umysł jeszcze się nie obudził. Choć wczoraj wydawało mi się, że dokładnie wiedziałem czemu...

Spojrzałem na pakunek, rozejrzałem się po pokoju. Nikogo nie było. Zastanawiałem się kto dostarczył... Usłyszałem trzask palącego się drewna i zbeształem się za własną głupotę. Skrzaty, jasne. To one dostarczyły wiadomość dyrektorki.

Blaise'a nie było. Być może Nottowi zachciało się świątecznego treningu, być może był już na śniadaniu, choć jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, iż dobrowolnie wstał tak wcześnie. Rzuciłem paczkę na pościel; ogarniały mnie mdłości na jej widok. Co ona sobie do cholery myślała? Dyrektorka. Z Gryffindoru.

Nie jestem geniuszem i nie czytam w myślach. Skąd mam wiedzieć o co chodzi i co mam zrobić?
Żeby ratować siebie? Może. Ale być może właśnie tego już miałem dość. Zdenerwowany ściągnąłem podkoszulek. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Miałem już otworzyć usta, jednak drzwi się otwarły. Ten ktoś widocznie nie miał zamiaru czekać na odpowiedź.


– Draco. Dzień dobry – odezwał się głos, gładki jak aksamit.


Przewróciłem oczyma. Któż inny miałby śmiałość tak po prostu zjawiać się w czyimś pokoju. Odwróciłem się i poszedłem do szafy. Wyszukując świeże ubranie, usłyszałem kroki za sobą. Lub poczułem, ona nigdy nie poruszała się zbyt głośno. To nie tak, iż specjalnie tak długo stałem obrócony tyłem do niej, naprawdę nie mogłem się dzisiaj zdecydować co włożyć. Szczególnie, iż dziś nie mieliśmy lekcji.


– Dobrze widzieć, że twoje zachowanie wobec mnie jest równie dziwne jak jeszcze niedawno.


Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru – strata sił – dopóki nie poczułem jej czubki palców na mojej skórze. Zastygłem w bezruchu. Przeszedł mnie dreszcz.


– Ven.


– Podoba mi się jak mnie nazwałeś.


– Kłamiesz. Mówisz, aby manipulować. A ja mam cholernie dość manipulacji.


– Czyżby? – Jej głos był rozbawiony. 


Odwróciłem się gwałtownie i jednym mocnym ruchem ręki odepchnąłem ją ode mnie. Przez moment zobaczyłem w jej oczach coś podobnego do zaskoczenia lub być może szoku, ale to był jedynie odblask tych uczuć. Wylądowała na podłodze.


– Nie mam pojęcia jak to zrobiłaś, zazwyczaj czuję jak ktoś dobiera się do moich myśli –wysyczałem, trzaskając drzwiami szafy. 


Valerie się nie odezwała. Jej czerwone włosy opadały na ramiona, jak wijące się jadowite węże. 


– Od samego początku wiedziałem – parsknąłem.


Przymrużyła oczy, nie podnosząc się z podłogi.


– Co takiego wiedziałeś?


– Jesteś chora. Psychicznie.


Zaśmiała się.


– I kto to mówi.


Spojrzałem jej w twarz, zamykając swój umysł. Nie potrzebowałem wchodzić do jej głowy, aby wiedzieć, co czuła teraz. Jej fasada niedostępności zaczynała mieć rysy.


– Nie użyjesz mnie. Mam dość bycia używanym przez kogoś. Skończyłem z tym.


Podszedłem bliżej, nachylając się tak, aby moja twarz była tuż nad jej. Przypomniałem sobie przez chwilę moment, kiedy klęczałem w Pokoju Życzeń. Moja twarz równie blisko... Ale to było całkiem coś innego.


– Wynoś się.


– Albo co? – splunęła.


Moje usta lekko drgnęły.


– Nie grożę ci. Nie miałbym czym. Proponuję ci to dla twojego własnego dobra.


Długo się nie odzywała, patrząc na mnie. Po chwili lekko się uśmiechnęła.


– Tylko jedno mogło sprawić... że jesteś teraz taki silny, Draco. To dobrze, że już wiesz czego chcesz.


Zaczęła się podnosić i kierować w kierunku drzwi.


– Widzę, że naprawdę... to bez sensu. Szkoda. – Wzruszyła ramionami, jakby właśnie jej ktoś powiedział, iż nie będzie piła swojego ulubionego soku na obiedzie. – Chciałam ci tylko powiedzieć jedno: spotkałam Hermionę Granger. – Odwróciła się w moją stronę, przytrzymując framugę drzwi. – Była bardzo... rozgorączkowana, nie zauważyła mnie, choć dosłownie zderzyłyśmy się, kiedy wychodziła, a raczej wybiegała z sali. Słyszałam urywki rozmowy, padło imię Notta. Ale jak sądzę, to nie twoja sprawa. Nie zawracam ci już głowy. Wesołych Świąt. 


Zniknęła, a na jej ustach widniał grymas. Zadowolenia.


Kiedy drzwi się za nią zamknęły, podszedłem do mojego regału, próbując się uspokoić. Na próżno. Po chwili moje ręce chwyciły pierwsze lepsze rzeczy i zrzuciły je z zamachem na podłogę. Huk. Trochę kurzu. I cisza. A we mnie burza.


*


Jego głos usłyszałem od razu, choć siedziałem plecami do wejścia. W rękach mocno trzymałem różdżkę. Przede mną palił się ogień, liżąc jasne kłody drewna. Od czasu do czasu było słychać trzaski i skwierczenie.


– Najsławniejsza para ma chyba jakieś poważne problemy... Myślicie, że to przez nieobecność Pottera? Może oni tylko umieją funkcjonować w świętym trójkącie. Albo zabrakło im psychologa... Już nie mogę się doczekać kompromitacji Weasleya dziś wieczorem.


„Nie tak dawno temu mogłyby to być moje słowa” – pomyślałem i podniosłem się z drewnianej ławy.


– Theo, czemu właściwie tak się na nich uwziąłeś? – zapytała Rosalinde.


Prychnięcie. 


Obróciłem się i zobaczyłem Theodora, razem z Alexem Cave, Astorią Greengrass i Rosalinde Moox. Jego nowymi przyjaciółmi. Usłyszałem jeszcze ostatnie zdanie Alexa, skierowane do Rosalinde.


– To przez… niego – powiedział i jego oczy przez sekundę zatrzymały się na mnie . – Wiesz co każdy o nim mówi. Podobno chce zdobyć zaufanie Granger, żeby uwolnić matkę.


Na twarzy Theodora pojawił się grymas, jaki stworzyć mogła tylko jego twarz. Ja zaś miałem ogromną ochotę wyżyć się teraz na więcej niż tylko jednej osobie. 


– Dzień dobry, Theo – odezwałem się pierwszy.


– Na Merlina, Malfoy. Zachciało ci się dobrych manier?


– Nie. Wręcz przeciwnie. Proponuję na moment wyjść.


– Proponujesz?


– Nalegam. Rozumiesz, te rzeczy, które o mnie rozpowiadasz. A także to, że bezsensownie myślisz, iż drażnienie Weasleya i Granger pomoże ci w jakimkolwiek stopniu. Twoja taktyka jest głupia, Theo. A to, co próbujesz przed każdym zataić, niedługo już nie będzie tajemnicą.


Theodor pomarszczył czoło i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 


– Boisz się?


– Chciałbyś – prychnął. – Dobrze. Chodź, idziemy – powiedział i odwrócił się, kierując do wyjścia. 


Na twarzy wymknął mi się uśmiech. 


Nie czekałem zbyt długo, szybko wyciągnąłem różdżkę zza pleców, nie wypowiadając zaklęcia na głos tylko w myślach. Mały przedsmak Crucio, tylko że legalny. Theodor krzyknął i upadł na kolana. W innym domu każdy byłby oburzony, jeżeli ktoś zaatakowałby drugiego w ten sposób, ale my byliśmy w Slytherinie, gdzie takie przypadki zdarzały się... często. 


Kiedy chciał wstać, ja byłem już przy nim i kopnąłem go w twarz. Theodor zawył z bólu, podnosząc rękę do swojego nosa, z którego polała się krew. Za sobą usłyszałem oburzenie Rosalinde i Alexa, jednak nie śmiali podejść bliżej.


– Jak śmiesz, ty cholerny... Atakować mnie, kiedy stoję plecami do ciebie. Jesteś nic nie wartym tchórzem, Malfoy – syknął.


– Na nic lepszego nie zasługujesz. Jeżeli ja jestem tchórzem, to ty jeszcze bardziej. 


Już od dawna chciałem to zrobić – pochyliłem się nad nim, przytrzymując go za kołnierz.


– Koniec gry. Nie mam zamiaru dać się szantażować i kontrolować. Niech Ministerstwo zajmie się tobą i twoją słodką tajemnicą. Wesołych Świąt – powiedziałem i opuściłem mój dom, zostawiając na szmaragdowym dywanie chłopaka, z którym kiedyś bawiłem się na moim podwórku.


Szedłem po startych, wygładzonych schodach na górę. Wiedziałem, iż to, co przed chwilą zrobiłem, będzie miało konsekwencje. Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy jak wielkie. Ale również w tym momencie niczego nie żałowałem.


W Wielkiej Sali nie było zbyt wiele osób. Śniadanie dobiegało końca, ale nie był to powód dla którego prawie połknąłem całą bułkę na raz. Popiłem sokiem, odchylając głowę do tyłu, widząc na ułamek sekundy elementy ozdób świątecznych, zapalone świeczki pod sufitem i szare, zachmurzone niebo. Kiedy odstawiłem puchar, sięgnąłem po skrawek pergaminu i zacząłem rozglądać się za czymś do pisania. „Aha” – pomyślałem zadowolony, kiedy dostrzegłem pierwszoklasistę, piszącego coś w jakiejś książeczce. 


Jednym ruchem wyjąłem mu pióro z ręki, momentalnie zaczął protestować i krzyczeć, iż ma dość, że każdy mu dokucza. Złapałem go za kołnierz.


– Słuchaj mały, zaakceptuj to, bo zawsze tak było, jest i będzie. Za rok, może dwa, będziesz robił to samo. Poza tym zaraz ci je oddam.


– Kłamiesz.


– Być może – odparłem dla hecy i wróciłem na swoje miejsce. 


Wiedziałem, że powinienem coś napisać. Chciałem. Ale co? Tusz kapnął na papier, który od razu go pochłonął. Przypomniał mi się mój dzisiejszy sen i bez zastanowienia zacząłem pisać, wszystko, aby o tym nie myśleć.


Co z tobą i Wiewiórą?


Słowa zniknęły, a ja stwierdziłem, że racjonalnie byłoby poczekać na odpowiedź, zamiast napisać głupotę, której później będę żałować. Zacząłem wystukiwać niecierpliwie rytm o blat, ignorując obrażone spojrzenie pierwszoklasisty. Czekałam dość długo, przynajmniej tak mi się wydawało, ale nie dostałem odpowiedzi. Tylko że ja w tym wypadku chciałem ją dostać. Dopisałem więc po krótkim namyśle:


Cała szkoła o tym mówi. To dlatego siedziałaś wczoraj załamana w Pokoju Życzeń? 


Uśmiechnąłem się, ponieważ za niecałą minutę na pergaminie pojawiły się słowa.


Nie mów, że cię to w jakikolwiek empatyczny sposób interesuje. Dla twojej wiadomości: mam gdzieś co inne osoby mówią. To stek bzdur. Zajmij się czymś bardziej pożytecznym, Malfoy, niż słuchanie plotek, szczególnie iż ty sam nie jesteś obojętny dla plotkarzy. Mamy do rozwiązania tą sprawę, ale to nie znaczy, że jesteśmy znajomymi. 


To wszystko. To wszystko? Poczułem złość. I w dodatku ktoś nade mną stał.


– Co jest? – odezwałem się do pierwszoklasisty. Najwidoczniej chciał swoje pióro z powrotem, ale był zbyt tchórzliwy, żeby się odezwać. – Nie dam ci pióra. Spadaj. 


– Ale... – zaczął. 


– Słyszałeś co powiedziałem?


– Ej, Draco. Przestań terroryzować młodszych. Oddaj mu to durne pióro. – To był Blaise, siadający właśnie naprzeciwko mnie.


– Potrzebuję je.


– Dam ci swoje – odpowiedział i po krótkim grzebaniu w swojej torbie, dał mi pióro. – Z tuszem w środku.


– Merlinie, niech ci będzie, święty Blaisie, patronie wszystkich pierwszaków – syknąłem, oddając pióro. 


Chłopak nic nie powiedział, wziął tylko swoją własność i odszedł.


– No widzisz jak bardzo jest ci wdzięczny? Lepiej zostaw tą dobroduszność – powiedziałem w jego stronę i zacząłem pisać na pergaminie.


Dobrze, że to tak widzisz.


Dobrze, bo… zacząłem się bać, iż faktycznie zaczęłaś mi ufać, słodka Granger. 


– Co ty piszesz? – odezwał się Blaise.


– Gdzie byłeś? – oddałem.


– A co to teraz ma do rzeczy?


– Pytam. 


– Nie, to ja pytam. 


– Genialnie. Nasz rozmowa znajduje się na naprawdę wysokim stopniu intelektualnym...


– Daruj sobie, Draco. Dlaczego nie możesz mi powiedzieć? 


Spojrzałem na niego. Był ubrany w płaszcz, więc musiał przyjść z zewnątrz. 


– Po prostu. Nie twoja sprawa.


Blaise przewrócił oczyma. Na pergaminie pojawiły się w między czasie nowe litery.


Niepotrzebnie. Nigdy nie miałam takiego zamiaru.


Zacisnąłem usta. Zgniotłem papier w rękach i wstałem od stołu.


– Czytałeś wiadomość? – zaczął mówić Blaise. – Koncert zacznie się dziś o dziewiętnastej, każdy musi być. A około dziesiątej odeślą tych uczniów do domów, którzy chcą być na święta w…


Nie zostałem na dosłuchanie końcówki. W domu. Nigdy. 


*


– Co ty tu robisz? 


– Muszę z tobą… Dlaczego, ja... Czy ty…


– Draco, co się dzieje? 


– Nie wiedziałem co... do kogo. Na Merlina, jestem wściekły na ciebie, ale... coś zrobiłem. 


Agnes otwarła usta, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Znalazłem ją w Wielkiej Sali około godziny piętnastej. Siedziała przy stole, przed nią leżał notatnik i co chwilę oglądała się wokół siebie. Byłem zbyt zdenerwowany, aby odgadnąć do czego to wszystko miało służyć. 


– Siadaj – oznajmiła w końcu, ale ja nawet nie mogłem o tym myśleć. Pokręciłem głową. – Dobrze, w takim razie mów co się stało. 


Nie wiedziałem jak zacząć. Wszystko zaczęło się dziś rano, przez tą głupią Ventimiglio, a potem był Nott i moja reakcja, i... 


– Czy ty myślisz, że od rozpoczęcia roku coś… coś się ze mną stało, czy ja się zmieniłem?


Moja siostra odłożyła pióro, wyglądała na zaskoczoną i najwidoczniej nie wiedziała jak zareagować. To zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Agnes zawsze wiedziała co powiedzieć i jak zareagować, bo po prostu taka była. To był jej talent, działanie impulsywne. Przełknąłem ślinę. Moje ręce były lodowate. Rozejrzałem się po sali, ale oprócz nas nikogo nie było. 


– Błagam. Cholera, powiedz coś. 


– Merlinie, Draco, co mam ci powiedzieć? 


– To co myślisz.


– Tak się tylko składa, że w tym momencie nie jestem w stanie pozbierać moich myśli. Po pierwsze nie rozumiem, dlaczego tu tak wpadłeś i czemu jesteś taki... dziwny. Po drugie, na początku mówiłeś, że coś zrobiłeś. Może od tego zaczniesz – powiedziała, patrząc się na mnie zirytowanym spojrzeniem. 


Znów nie byłem w stanie odpowiedzieć jej od razu. Przeszedłem parę kroków i stanąłem do niej plecami, patrząc się na okna sufitu. 


– Po pierwsze dałem Nottowi… nauczkę, w Pokoju Wspólnym, kiedy był do mnie obrócony tyłem.


– No, no... ostro. Ale w sumie dla Ślizgonów to żadna wielka rzecz. Dobrze, że nareszcie mu pokazałeś kto tu rządzi, miejmy nadzieję, że nie odważy się już na kolejne, ech...


– Agnes, to nie wszystko. Są komplikacje... 


– Komplikacje? Draco, jakie znowu...


– Napisałem do Ministerstwa. – Usłyszałem swój głos. Za mną odezwała się tylko grobowa cisza. 


– Co proszę? 


„To bezsensu” – pomyślałem. Ponieważ faktycznie to było bezsensu. Co ja tu robiłem? Siedziałem przy mojej siostrze i żaliłem się jej, opowiadałem o moich problemach. A czy ona kiedykolwiek w tych ostatnich tygodniach rozmawiała ze mną? Jedyne co potrafiła, to wkurzyć Granger, bo zdecydowała dać mi ten cholerny pamiętnik jako pierwszemu. Przecież się o to nie prosiłem. Czułem się teraz tylko obciążony odpowiedzialnością. Chore. Co się ze mną stało? Mogłem po prostu wszystko jej powiedzieć. Granger. To że jej matka była czarownicą i jej ojciec właśnie teraz znajdował się w tej szkole. Mogłem jej to powiedzieć w tak bolesny sposób, że będzie z całą pewnością nienawidzić mnie do końca swojego życia. Przecież mnie nie obchodzi co o mnie myśli, nie obchodzą mnie jej uczucia. Ona mnie nie obchodzi. Nie potrzebuje jej do uwolnienia matki, nigdy bym się nie zniżył do tego poziomu. 


– Draco, odezwij się i wyjaśnij mi. 


– Co się ze mną stało? – zadałem sam sobie pytanie, na które nie miałem odpowiedzi. Czułem się dziwnie, nie potrafiłem wytłumaczyć, co się ze mną działo. Nie wiedziałem... 


– Coś czuję, że nie rozmawiasz ze mną. – Usłyszałem za mną. Po chwili poczułem czyiś dotyk na moim ramieniu. Był ciepły. Przeszedł mnie dreszcz. 


– Wyduś to z siebie. 


Oderwałem spojrzenie od okna. 


– Napisałem list do ministra, w którym napisałem co wiem o rodzinie Notta i o tym, co on sam powiedział wtedy Czarnemu Panu. A także o tej całej tajemnicy. 


Agnes zachłysnęła się powietrzem; czyli Blaise jej powiedział. Nie musiałem nic tłumaczyć. Może i dobrze. 


– Dlaczego nie poszedłeś z tym najpierw do dyrektorki? Co cię napadło? Wiesz, że będą chcieli z tobą rozmawiać, na pewno z Nottem też. A ty przecież nie masz żadnych dowodów, że te informacje cokolwiek dały Sam-Wiesz-Komu. 


Co miałem powiedzieć? Że miała rację? Na pewno miała. Ale być może to prawda, że im bardziej ktoś ci coś wmawia, tym bardziej rośnie szansa, że ty faktycznie to zrobisz. Nott cholernie się tego bał, odkąd zagroziłem mu w pociągu, ale w tamtym momencie nie zamierzałem nic takiego kiedykolwiek zrobić. A teraz... 


– Powiesz mi, co się stało, że... 


Obruszyłem się. 


– Nie. Masz mi powiedzieć... Nie. Z resztą, ty nic nie możesz zrobić. Musiałem to po prostu komuś powiedzieć. 


Staliśmy tak dłuższy czas, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. 


– Wiesz, co... nie wiem czy słyszałeś, ale Harry Potter ma wrócić po świętach. Hermiona mi powiedziała. Oczywiście była na mnie zła, ale złagodziłam to. Muszę przyznać, że miała o co. W końcu to jest jej…


– Matka. 


Agnes spojrzała na mnie, zbita z tropu. 


– Dobrze o tym wiesz i jej nie powiedziałaś, prawda? Dlaczego? Dlaczego każdy z was uwziął się na to cholerne milczenie? Melphis też będzie milczał, wiem jaki jest. A mnie nienawidzi i wkurzyłaby się, gdyby akurat ode mnie musiała się tego dowiedzieć. 


– A to cię tak obchodzi, co nie, Draco? Przecież ty to masz gdzieś. 


– Dlaczego jej nie powiedziałaś, że macie wspólnego ojca? 


– Dlaczego ty jej tego nie powiedziałeś w momencie kiedy cię olśniło? 


– Bo to nie moja sprawa. 


– Ach, nie twoja sprawa – fuknęła, robiąc grymas na twarzy i cmokając ustami. – Kiedyś byłaby to twoja sprawa. Twoja i całej szkoły. Ten fakt oznaczałby dla ciebie rozrywkę. Nie zastanawiałbyś się, czy to twoja czy nie twoja sprawa, zabawiłbyś się tym i wykorzystał dla swoich celów. Owszem, nie było mnie tu przez ostatnie lata, ale dużo słyszałam i poznałam się na tobie już na samym początku. Pytasz się, czy coś z tobą nie tak? Pytasz się mnie, czy się zmieniłeś? No jak myślisz? 


Nie mogłem jej dłużej słuchać. Te słowa uderzały mnie, przeszkadzały, denerwowały, wnerwiały... 


Wypowiedziała tylko to, co już wcześniej chodziło mi po głowie. Ale wypowiedziane myśli, brzmią o wiele bardziej realnie... nabierają kształtu i przechodzą do rzeczywistości. 


Agnes stanęła przede mną, jej oczy żądały odpowiedzi. Jakiejkolwiek. Czegoś, w każdym bądź razie, oczekiwały. 


– Co chcesz ode mnie usłyszeć? 


Wzruszyła ramionami. 


– Co myślisz. Po prostu. 


– Nie jestem w stanie pozbierać myśli – odparłem z lekką ironią, ale nie bawiło mnie to. Kompletnie. 


– Dobrze. W porządku. To w takim razie posłuchasz mnie. Hermiona mi przebaczyła, ponieważ nie miała nikogo z kim mogłaby porozmawiać o pewnej sprawie. Było jej ciężko przez ostatnie dni. Rozmawiałyśmy dziś rano. Powiedziałam jej, że nie chciałam, aby to tak wyszło z tym pamiętnikiem, jednak nigdy nie miałam zbyt dobrego wyczucia w takich sprawach. 


– Dobrze, ale co mi do tego?


– Powiedziała Ronowi, że nie jest w stanie z nim dłużej być i że potrzebuje czasu. 


Zaskoczyło mnie to. Byłem świadomy tego, iż Agnes dokładnie obserwowała moją reakcję, ale nie wiedziałem dlaczego. 


– To o tym mówił Nott dziś rano. Wiadomości szybko się roznoszą w tej szkole, trzeba przyznać – odpowiedziałem normalnym tonem, jednak w środku czułem tylko otępienie, a przed oczami miałem Granger, kulącą się na parkiecie Pokoju Życzeń, sztuczny huragan i tą wizję, która wszystko wywróciła do góry nogami. 


– Szybko, nie szybko. Wszyscy, którzy o tej porze byli na śniadaniu, mniej czy więcej usłyszeli tą rozmowę – mówiła Agnes, siadając tym samym na ławie. 


– I co chcesz mi przez to powiedzieć? – Byłem zirytowany. Agnes uniosła teatralnym ruchem ręce w górę. 


– Nie wiem, Draco. Może to, że powinieneś się dowiedzieć, dlaczego nie może z nim dłużej być...


– Niby czemu?


– Czy wy naprawdę jesteście tacy ślepi? 


– Ale …


– Z kim przez ostatni czas miała jeszcze częsty kontakt? 


– Założę się, że ze sporą grupą ludzi... w końcu ma tam swoich przyjaciół. 


– Nie. Ja. Nie. Mogę. Czy ty naprawdę jesteś moim bratem?! 


Agnes wpadła w szał, widziałem to w jej oczach. 


– Obudź się, człowieku! – krzyczała na mnie. W podświadomości wiedziałem jaką odpowiedź chciała ze mnie wyciągnąć, pech był tylko taki, że nie miałem zamiaru jej dać. 


– Z tobą.


Jej słowa padły jak kamienie. Ciężkie i ostre. 


– Ponieważ te wszystkie wizje, moje, twoje i jej... namieszały nie tylko tobie w głowie, ale i Hermionie. Ale że tylko wy ze sobą macie te wizje, bo ja jestem jak widać jakimś wyjątkiem i nie mam w tej super grze partnera, natrafiacie na siebie całkiem często. A z tego co wiem, matka Hermiony wolała twojego ojca od Krystiana. Nie daleko pada jabłko od jabłoni, nie sądzisz? 


– Zamknij się – syknąłem. 


Nie mogłem tego dłużej słuchać i już żałowałem, że w ogóle tu przyszedłem. Nie chciałem tego. Chciałem... Chciałem siebie. Z powrotem. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego poczucia odpowiedzialności, żadnych sentymentalnych uczuć i morałów. 


Zrobiłem więc to, co robiłem zawsze. Kiedyś. 


Uciekłem. 



– Nie możesz przed tym zwiać, braciszku. Prędzej czy później – dogoni cię!




_________________


Tak. Sama nie mogę tego zrealizować. Mój następny rozdział. Pojawia się tu tylko przez niezastąpioną pomoc Mrs. M, która w niesamowitym tempie zgodziła się poprawić ten tekst.
Dziękuję! 

Tym rozdziałem wkraczam w główne zdarzenia tego opowiadania. Jutro i pojutrze mam jeszcze dwa egzaminy maturalne. A potem, być może pisanie będzie szło mi lepiej i dokończę tą epopeje. 
Dziękuję za wszelką cierpliwość z waszej strony. 
Pozdrawiam. 
PS: NIESTETY Blogger nie lubi pięknych, poprawnych formatowań, nie wiem czemu ale nie jestem w stanie tak wkleić tekstu, żeby zaakceptował te zmiany i wyświetlał je tak jak ja chcę. Ogromnie za to przepraszam. 


pozdrawiam Verrsace <3 <3 <3 

Komentarze

  1. Cieszę się, że w końcu pojawił się następny rozdział. Czytając go, zauważam dużą różnicę w poziomie pisania w stosunku do innych opowiadań, z którymi ostatnio miałam styczność. W każdym razie, fajnie, że jest. c:

    Z życzeniami weny na następne rozdziały,
    Mirtillo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć ! Cieszę się że skomentowałaś.
      A co dokładnie masz na myśli ? :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Och, no oczywiście, że to opowiadanie jest wybitne i chociaż zdarza mi się czytać dobre opowiadania, to niewiele z nich sprawia mi taką przyjemność jak to. ... Krótki czas reakcji, ja wiem. XDDDD

      Usuń
  2. <3 W końcu się Ron spada na drzewo xD
    Nie, że go nie lubię, ale on jest rudy
    (Taki żarcik XD)

    OdpowiedzUsuń
  3. ...



    Wow.



    I co ja mam teraz zrobić? Zachwyciłaś mnie tym rozdziałem. Powaliłaś na łopatki. Ja... Wow.

    Zdaje mi się, że już kiedyś pisałam takie nieskładne komentarze, ale... Cholera jasna! Piszesz wręcz nieziemsko! Teraz musisz tylko skoczyć za klawiaturę i skrobnąć kolejny rozdział, a ja postaram się o bardziej poskładaną wypowiedź. :)

    I przepraszam za zwłokę z komentarzem, ale się odrobinkę pogubiłam i tak jakoś wyszło. W każdym razie pamiętaj, że zawsze przybędę i przeczytam, bo zdecydowanie warto.

    Pozdrawiam,
    C.

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Na stronie dramione dostrzegłam adres Twojego bloga więc o to jestem.
    Postanowiłam przeczytać rozdział i się zachwyciłam. Widzę, że poświęcony głównie Draco i jestem pod wrażeniem.
    Oczywiście widać że nie ma łatwo. Wszystko najwyraźniej jest przed nim a ucieczka nie zawsze rozwiązuje problemy. Mam nadzijeę, że pójdzie po rozum do głowy. Przyda mu się małe wsparcie.
    pozdrawiam serdecznie i życzę weny.

    www.pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty