Prolog
Weź swoje złamane skrzydła i naucz się latać
Przez całe swoje życie
Czekałeś na ten jeden moment
Aby się przebudzić
*
Ginny. Siódmy rok. Ostatni. 1998, Hogwart
Siedziałam
na jednym z wielu pagórków znajdujących się na tym mi tak dobrze
znanym kawałku ziemi i patrzyłam na jezioro, które błyszczało
jak w najlepszych dniach swojego istnienia. Może i były to jego
najlepsze dni, kto tam wie?
Patrząc
na latające ptaki nad nim, próbowałam sobie wyobrazić jakby to
było, tak wysoko...
Szybować
w powietrzu, czuć wiatr, który daje poczucie wolności. Może tam
... u góry, istnieje prawdziwa wolność. W każdym bądź razie,
przyjemnie jest w to wierzyć.
Jak
bym mogła sobie wybrać zwierzę, w które bym się przemieniała
jako animagus, byłby to z pewnością ptak. Orzeł, albo...
Zobaczyłam
ptaka. Tak, wiem, że jest ich tu pełno, ale on zwrócił moją
szczególną uwagę. Robił piękne piruety i dramatyczne loty w dół.
Tak bardzo mi w tym momencie kogoś przypomniał, że coś zakuło
mnie w środku. Byłam ciekawa jaki ptak to był dokładnie.
Słońce
świeciło, a ja czułam jego przyjemny dotyk na moim policzku.
Nadstawiłam buzie w kierunku słońca, wyobrażając sobie, że jest
przecież tak daleko. Jak to możliwe, że go jednak odczuwam?
Ciepło, które zawsze wywołuję gilgotki w mojej duszy. Tak blisko.
Tu, na mojej skórze, a jednak tak daleko.
Tak
jakby dotykał mnie on. Ale to jest znowu coś innego. Porównujemy
dużo rzeczy do siebie, a tak naprawdę wszystko się od siebie
różni, czyż nie?
Ciekawe,
czy ptaki też czują ten delikatny dotyk słońca. Być może tam, w
tych chmurach i w powietrzu istnieją inne odczucia, których ja
nigdy nie doświadczyłam. Na pewno.
Pod
palcami czułam szorstkie i miłe zarazem źdźbła trawy. Łaskotały
moje końcówki palców. Lubię to uczucie. Lubię łaskotać
końcówki moich palców. Delikatnie zaczęłam gładzić trawę i
przypominałam sobie jak to było, siedząc tu razem z nim. Tutaj.
Nie gdzie indziej, tylko tu.
Tym
razem moje dłonie zacisnęły trawę, a ja zamknęłam oczy,wiedząc
że jak zaraz ich nie otworzę, to będzie gorzej. Znów zacisnęłam
dłonie i poczułam że wyrwałam trochę trawy i koniczyny. Zmusiłam
się podnieść moje powieki, mówiąc sobie że jak to zrobię,
zobaczę tego ptaka.... Otwarłam je szybko, obszukując wzrokiem
jezioro, mijając inne latające w powietrzu ptaki. Lecz nie
znalazłam go. Znikł. Poleciał gdzieś, gdzie nie będę mogła go
obserwować. Czy przyleci...
kto
tam wie?
*
W
drodze powrotnej postanowiłam wstąpić do Hagrida, mimo że nie
miałam w zwyczaju odwiedzania go, jak to kiedyś Ron, Hermiona
i...Harry mieli.
Martwiłam się Harry'ego. Martwiłam się o Hermionę i Rona.
Miało być wszystko dobrze. Przecież byliśmy już wolni.
Słońce
znikało gdzieś za pagórkami, przesiedziałam na tym wzniesieniu
prawie całą niedzielę. Właściwie nie wiem, co się ze mną
ostatnio działo. To nie w moim
stylu tak spędzać czas. Lubię towarzystwo, choć musi być
odpowiednie.
Jak
wyruszałam, nie myślałam że tak długo mi zejdzie i nie ubrałam
nic ciepłego pod szatę.Teraz zerwał się chłodny wiatr, przez
którego musiałam chować ręce do kieszeń .
W
pewnym momencie, słońce jeszcze raz dotknęło mnie delikatnie, a
ja zamknęłam na krótko oczy, żeby zapamiętać tą chwilę.
Wzięłam głębszy wdech i poczułam znany mi zapach polany,
zmieszany z charakterystyczną wonią zakazanego lasu.
Poczułam
również chłód od mojej prawej strony i przeszedł mnie dreszcz.
Słońce właśnie zaszło za horyzontem. Przyspieszyłam kroku, nie
długo będzie robić się ciemno. Nie będę miała dużo czasu u
Hagrida. Ciemność nie była moją przyjaciółką, dlatego tym
bardziej nie chciałam wracać po ciemku.
To
miejsce nadal dobrze pamięta, co wydarzyło się tu nie cały rok
temu. A właściwie to pół roku. Zapomnieć nie jest łatwo.
Byłam
tak zamyślona,że, co zdaję się prawie
nie możliwe, nie zauważyłam strażnika lasu Hogwartu, który
właśnie poprawiał coś w sowich drzwiach wejściowych.
-
Kurka pieczona!...kto?- odezwał się Hagrid swoim charakterystycznym
głosem, a może lepiej nazwać to burknięciem.
-
Oh, przepraszam, nie widziałam... - Nie
bardzo wiedziałam jak zakończyć zdanie. Powinnam powiedzieć Pan
czy mówić Hagridowi na Ty? Zmieszałam się trochę. W
końcu prawie go nie znałam.
-Ach,
ty musisz być Ginny, siostra Rona, co nie? Proszę, proszę wejdź
...zrobię nam herbaty.
Komentarze
Prześlij komentarz