IV. Rozdział - Malfoy Manor pusty i cichy





Dla D. Malfoy
Od twojej Pansy


Po przeczytaniu tych paru słów, szybko rzuciłem list na bok. Nie miałem ochoty go czytać. Nie miałem na nic ochoty. Nawet nie byłbym w stanie powiedzieć, czy na zewnątrz pada deszcz lub świeci słońce. Tutaj, w tej klatce z marmuru, zawsze jest tak samo. Zawsze było.
Tak się składa, że nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, co robić w tym domu. Jest tu tak wiele pokoi i komnat, sal i różnych innych pomieszczeń, mogłoby się zdawać że jest co robić. No, niestety. Nie ma. Nigdy nie było. Można zwariować.
Kiedyś...ale nie, to już i tak nie ma sensu. Przede mną leżały różne koperty z listów, nawet gazeta. Przeczytałem ją od deski do deski, chyba z pięć razy. Dzisiaj. Następna przyjdzie jutro rano. O siódmej piętnaście. Prychnąłem. Co się ze mną działo? I tak pisali same brednie. Nic o ojcu, nic o matce. Zresztą o ojcu spokojnie mogli nic nie mówić, wszystko jedno. Ale matka nie zasłużyła sobie na to. Zastanawiałem się, czy wsadzili ich razem do celi, czy osobno.
Siedziałem na tym krześle obitym ciemnozieloną, prawie już czarną skórą. Stukałem palcami o marmurowy blat stołu, na którym kiedyś jadło się posiłki. Jadło. Teraz prawie jem wszystko na górze w pokoju, który jeszcze najmniej doprowadza mnie do szaleństwa. Siedzę tutaj jeszcze bo...no właśnie. Miałem wreszcie przeczytać te listy. Nie wiem jak to się dzieje, ale moja motywacja opadała z każdym dniem, a może nawet z każdą godziną. Postanowiłem zmienić punkt, w który się wpatrywałem, a mianowicie czarne wydrukowane słowo, które widnieje na pierwszej strony gazety.

Wolność

To słowo powoli zaczęło wywoływać u mnie parzące uczucie. Wewnątrz. Czułem, że jak zaraz nie spuszczę z niego wzroku, to coś mnie spali albo oparzy. Więc zmusiłem się, aby popatrzeć na okno, które było naprzeciw mnie. Oczywiście nie było to zwyczajne okno. Kiedyś byłbym z niego dumny, szczyciłbym się tym całym domem, ale teraz jest wręcz na odwrót. Lecz rzeczy które się wydarzyły ...się stały. Koniec Kropka

Dlaczego wszyscy mogą cieszyć się tą wolnością, tylko ja czuję się jak w klatce? Siedzę tu już od tygodni, całe wakacje. Gdyby ten czas mógł minąć, ale nie. Nie minie.
Niby jak ja się teraz mam czuć? Rodzice siedzą gdzieś w Azkabanie. Dlaczego siedzę tu a nie z nimi - nie rozumiem.
Zniżyłem wzrok i ujrzałem osobę. Cienie, dużo cieni widziałem na tej twarzy, może dlatego, że była taka blada. Wyglądało to tak, jak gdyby włosy zlewały się z kolorem skóry, jednak były od niej niewiele jaśniejsze. Dosyć długie, opadały na boki twarzy i przykrywały jej kanciaste rysy. Najbardziej ożywiające można by nazwać oczy, ale to tylko dlatego, bo odbijało się w nich światło. Tak to były jakieś takie szare, matowe ...i zlewały się z całą resztą. Pod nimi były szare cienie. Tak jak oczy.
Tak jak ja.

Nie mogę jakoś w to uwierzyć. To przecież nie mogłem być ja. Zaczynałem rozumieć, że to wszystko na nic. Na nic. A ja...Po prostu mnie wykorzystali. Teraz. Jestem. Niepotrzebny. Nieużyteczny. Tak?
Jakbym wyszedł z domu, to wszyscy wytykaliby mnie palcami: Patrz, to syn Malfoya. Jego nie zamknęli w Azkabanie. A powinni... Z takimi to nigdy nic nie wiadomo.
Dlatego tu siedzę.
Nikt mi nie będzie nic wytykał. Nie mają prawa. Wszyscy śmierciożercy poszli siedzieć, ci którzy próbują się gdzieś schować i tak zostaną złapani. Niech się nawet nie wysilają. Nikt nie miał pojęcia jak to było. Czy ktoś kiedykolwiek się mnie spytał, czy mi to odpowiadało? Na początku, owszem, ale później.... Co oni wszyscy mogą wiedzieć? Nie mają pojęcia. Myślą, że tylko oni są poszkodowani. Ci, którzy przeżyli, szczycą się tym, że uratowali świat. Jacy są naiwni... Zło zawsze będzie. Tylko przyjdzie pod inną odsłoną. Nie pomoże im, że wyłapią ich wszystkich. Przecież sami śmierciożercy są niegroźni. Większość i tak służyła tylko dlatego, bo się nad zwyczajniej bała, mój ojciec stanowił najlepszy przykład. Założę się, że połowa cieszyła się po cichu, że to koniec. A Ministerstwo zaczęło wsadzać ich do Azkabanu. Czego innego można było się spodziewać? Zakon Feniksa okrzyknięty chwałą. Ten cały Potter, razem z tym Weasley'em i tą całą Granger. Jeszcze nadal pamiętam nagłówek pewnego artykułu: "Sławna trójka pomaga w odbudowaniu Hogwartu ". Czy nikt nie zauważył, że rodziny się nie wybiera? Potter jej nie ma, może robić co chce. Zawsze miał wybór. Własną drogę. A teraz cały świat o nim dudni, zresztą to nie nowość.
Tylko jak zaraz czegoś nie wymyślę, to zwariuję. Zabini tu był, chciał pogadać. Taaa, raczej wypytać i mnie oskarżać. Wyrzuciłem go, chociaż niestety nie od razu. Wtedy my ze Slytherinu byliśmy wszyscy po jego stronie. A przecież Zabini był moim dobrym kumplem. Był.
Teraz coś mu odbiło i nagle dostał oświecenia. Że byliśmy po złej stronie. Że potrzebował dużo czasu, żeby to zrozumieć, ale teraz już wie. Że to i tak by do niczego dobrego nie doprowadziło. W końcu najlepiej było to widać po mnie. Jak mnie wykorzystywał i mną manipulował. Jak wzbudzał we mnie strach i obawy. A w ogóle to robił to ze wszystkimi, którzy nie byli jak Bellatrix. Że teraz ja też mam szansę na normalne życie...A jak zaczął mówić o miłości, radości i rodzinie, to już nerwowo nie wytrzymałem i wywaliłem go za drzwi. Ostatnie, co się go zapytałem to to, skąd nagle wziął te pierdoły. A jak mi się jeszcze na to uśmiechnął i powiedział że to sprawka dziewczyny, uznałem, że to już nie jest Blaise i trzasnąłem mu drzwiami przed nosem. Wydało mi się to trochę za słabą reakcją w porównaniu z okolicznościami, które miały miejsce, więc otwarłem je jeszcze raz, powiedziałem, że go nie znam i że ma tu już więcej nie przychodzić. A jeżeli tylko spróbuję, to mu tak mocno przywalę, że już nie będzie wiedział gdzie jego lewe oko, a gdzie prawa noga i dla podkreślenia użyłem zaklęcia, które odrzuciło go od moich drzwi conajmniej o dziesięć metrów .
Jeszcze miał czelność zawołać, że nie robi się czegoś takiego po tylu latach znajomości.
Jasne.



Komentarze

Popularne posty