II. Rozdział - Jeden akt z dzieciństwa Hermiony Granger
Hermiona
patrzyła na rozsypany przed nią bukiet róż. Czerwone, żółte,
pomarańczowe i blado różowe. Były przepiękne, a ich zapach
roznosił się po całym pokoju.
Ciemne
i ciężkie bordowe kotary, które wisiały przy oknach, ruszały się
lekko. Na polu wiał dosyć mocny wiatr, a okna w pokoju były
otwarte. Światło wpadało do pomieszczenia jakoś tak
nie- śmiało. Jakby
rzadko miało do niego wstęp. Małe, zazwyczaj nie widzialne cząstki
kurzu unosiły
się w powietrzu. Mieniły
się w świetle.
Prawie
wszystkie ściany były zastawione regałami. Część
z nich sięgały aż do sufitu, jednak nie było regału, który nie
byłby przepełniony książkami. Niektóre dosyć stare, a niektóre
młodsze. Była również jedna turkusowa komoda. Dosyć nietypowo
wyglądała w towarzystwie tych ciemno brązowych mebli. Stała
pomiędzy dwoma oknami, a jej brzegi były pozłacane. Na tej
komodzie stała jedna ramka ze zdjęciem. Pod
ramką była haftowana serwetka, która sprawiała dosyć świeży
wrażenie w porównaniu do innych rzeczy w tym pomieszczeniu.
Dywan
na środku był nieco starty i zakurzony, a jego frędzle szare i
poszarpane. Kanapa na której siedziała Hermiona, była nakryta
narzutą w wyszywane kwiaty w barwach brązu i różu. Przed nią
stał mały, dosyć niski i podłużny
stolik ze szklanym blatem. W cieniu
wydawał się przeźroczysty, jak każda zwyczajna szyba, lecz teraz
w świetle, szkło ukazało swoje prawdziwe oblicze. Było pełne
obrazków, szlaczków i wzorów, jakich trudno sobie wyobrazić.
Wyglądało to, jakby ktoś rysował na tym szkle białym lśniącym
tuszem, nie mogąc przestać...
Niby
czysty kogel mogel, ale jak się przyjrzało bliżej, można było
zobaczyć, że w cale nie jest to bajzel byle czego. O dziwo,
wszystko do siebie pasowało i jak się patrzyło na to piękne
zjawisko, można było powiedzieć, że właściwie nie ma sensu, a
jednak miało się to uczucie jakby ten obraz chciał
coś przekazać. Tylko nie wiadomo było co.
Teraz
na tym stole leżały róże.
Były
to wszystkie które zostały. Ogrodu różanego już nie było. Jedyne
co Hermiona mogła teraz zrobić, to mieć nadzieję że jeszcze
będzie. Kiedyś. Chociaż dokładnie wiedziała, że to już nie
byłoby to samo.
Jej
sukienka podwinęła się i teraz praktycznie na niej siedziała. Nie
obchodziło ją że pod nią można było widać jej bieliznę. Miała
przecież rajtuzy, i co z tego że były białe i przeźroczyste,
przecież i tak nie było nikogo w
pokoju, a poza tym była jeszcze dzieckiem. Miała 8 lat. Akurat
w tym momencie mało ją to obchodziło.
Jej
ciocia znikła. Nie ma jej. Nikt nie wie, co się z nią stało. Czy
sama się wyprowadziła, lub może
coś innego. Z resztą, dorośli i tak nic nie chcieli jej
powiedzieć. Myślą, że jest jeszcze za mała i że nie rozumie
pewnych spraw. Może i była to prawda, ale najbardziej nie lubiła,
jak się jej nic nie mówiło.
Było
to przykre.W końcu to była jej najbardziej ukochana ciocia. To ona
zawsze pożyczała jej książki i pozwalała od czasu do czasu
zerwać kwiat róży, czego nie wolno było jej robić w obecności
jej rodziców. To ona czasem sięgała po puszkę obmalowaną różami
oraz fantazyjnym stworkami i dawała jej po czekoladce. W domu rzadko
mogła jeść czekoladę. Jej rodzice mówili jej, że teraz wkracza
w wiek, gdzie musi więcej dbać o swoje zęby, żeby później mogły
urosnąć zdrowe i mocne. Kiedy Hermiona się spytała, kiedy będzie
mogła znów jeść więcej słodyczy, mówili, że ewentualnie jak
już będzie mieć nowe zęby. Ewentualnie.
Kochała
książki. Odkryła to właśnie
tu, w tym domu. Czasem spędzała w tym miejscu połowę swoich
wakacji i wtedy czytała. Oglądała to, co
czytać było jej jeszcze trudno.
Tutaj
czuła się bezpiecznie, bo wiedziała że książek jej nigdy nie
zabraknie. Każdy rodzaj książek miał tu swój własny
pokój. Swoją komnatę. Teraz
znajdowała się w pokoju książek fantastycznych i
przygodowych. Należał do do jej
ulubionych. Kiedyś spytała się Neleni, bo tak miała na imię jej
ciocia, czy mogła by się tu przespać, ale ona tylko się
roześmiała i powiedziała, że nie można przesadzać. Wszystko ma
swój umiar...oprócz w miłości,
ale tego też nie można być pewnym. Podobno.
Najdziwniejsze
było to, że jak przyjechali pod dom Nel, wszystkie okna były
pootwierane, czego ona w żadnym wypadku nie robiła, ze względu na
swoje drogocenne książki.
Hermiona
po wyjściu z samochodu od razu pobiegła do różanego ogrodu i tam
również zastała ją nieprawdopodobna i smutna rzecz. Wszystkie
róże były ścięte. Co prawda, gdzieniegdzie leżało jeszcze
kilka łodyg, jakgdyby ktoś je porzucił. Jakby
uznał, że nie są zbyt piękne. A przecież Nel była znana z tego,
że jej róże zawsze były niesamowicie piękne. Nikt nie miał
pojęcia jak udawało jej się wyhodować takie cuda, lecz ona sama
twierdziła, że wystarczy włożyć w to całe swoje serce.
Mała Hermiona zaczęła
oczywiście zbierać wszystko to, co zostało i po pewnym czasie
zauważyła, że nie znalazła ani jednej białej róży. Było to
dosyć dziwne, ponieważ Nel miała ich najwięcej w ogrodzie.
One
również zniknęły, razem z nią.
Hermiona
słyszała kiedyś, że białe róże oznaczają miłość, prawdziwą
miłość. Nie wiedziała wtedy dokładnie co to oznacza, więc
zajrzała do słowników, które razem z encyklopediami znajdowały
się na ostatnim piętrze. Był to chyba jeden z największych
pomieszczeń tego starego domu, więc oczywiste było to, że właśnie
tam się znajdowały. Jak wiadomo, jest ich naprawdę sporo.
Szukała
cały dzień, od rana do wieczora, lecz nic nie znalazła. Nic
co naprawdę dałoby jej satysfakcję. W końcu zasnęła
wśród regali, a ciocia jak zwykle ją znalazła. Hermiona już
leżąc w łóżku zapytała się jej półprzytomna, co
to znaczy: prawdziwa miłość.
Pamiętała dobrze, jak jej ciocia się wtedy lekko uśmiechnęła i
powiedziała:
-
Pewnego dnia sama do ciebie przyjdzie i zapewniam cię, że nie
będzie ci tego musiała mówić. Po prostu będziesz wiedzieć.-
-
A do ciebie już przyszła? -
Ciocia
znowu lekko się uśmiechnęła, nic nie mówiąc. Po chwili spuściła
wzrok. Uśmiech jednak trwał na jej
twarzy.
-
To zależy jak się na to spojrzy. Wszystko od tego zależy. Czasem
ona przyjdzie, a ty nawet nie będziesz chciała przyjąć tego do
wiadomości, że to właśnie ona. Jednak tam w środku będziesz
wiedzieć i tym powinnaś się zawsze kierować. Zaufaj sobie. W
miłości nie jest potrzebny zdrowy rozsądek. Tylko...no cóż,
wiara w niemożliwe. A jeżeli wierzysz, że coś jest niemożliwe,
zawsze takim pozostanie. Jeżeli masz wiarę w niemożliwe, to staję
się to nie tylko możliwe ale też kolejnym krokiem do zrobienia
czegoś, co wydawało by ci się niewykonalne, bądź nie do
osiągnięcia. Trzeba pokonać siebie, wtedy będzie ci łatwiej
posłuchać twojego serca. I pamiętaj, żaden człowiek nie jest
zły. Czasem los nie dobrał mu skrzydeł i spadł. Czasem drugi
człowiek może być drugą parą skrzydeł....A teraz śpij dobrze.
Miłych snów, Hermiono.-
Hermiona
wtedy dużo nie zrozumiała, ale nie martwiła się tym tak bardzo.
Od razu po tych słowach zasnęła.
A
teraz siedziała tutaj. W swoim ulubionym pokoju. Na stole te róże.
Cioci nie ma, a z nią także białe róże zniknęły. Zniknęły
kwiaty które oznaczały miłość.
Prawdziwą
miłość.
Cokolwiek
to znaczy i czymkolwiek ona jest.
Komentarze
Prześlij komentarz