I. Rozdział - Dziewczyna z Kotem


Nazywam się Krystian Melphis, jestem czarodziejem o czystej krwi. Kiedyś nosiłem inne nazwisko, lecz o tym wolę nie pamiętać. Obecnie pracuję w Ministerstwie, w Departamencie Tajemnic. Mogę sobie jednak przypisać sporą wiedzę na temat Czarnej Magii. Mieszkam na przedmieściach Londynu, na osiedlu zamieszkanych przez mugoli.
Kiedy miałem jedenaście lat, jak każdy nieletni czarodziej otrzymałem list z Hogwartu, który zapraszał, abym stawił się pierwszego września na peronie dziewięć i trzy czwarte i pojechał czerwonym ekspresem, przeznaczonym tylko i wyłącznie dla uczniów tej niesamowitej szkoły. Tak też zrobiłem.

To dziwne, że moją pierwszą konwersację w tym pociągu odbyłem z dziewczyną, która zaś miała stać się dla mnie, przez następne kilka lat, kimś wyjątkowym. W takich momentach nigdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Do naszej rozmowy dołączył się inny chłopak, który sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Jak na jedenastolatka odznaczał się sporym wzrostem. Zaproponował abyśmy razem poszukali sobie przedziału. Zgodziłem się i poszedłem za nim, myśląc, że dziewczyna z którą przed chwilą rozmawiałem pójdzie za nami. Gdy nie usłyszałem jej kroków, odwróciłem się za siebie, lecz ona stała i nie ruszała się z miejsca. Chyba wiedziała co miałem na myśli, bo tylko lekko zaprzeczyła głową i łapiąc swój bagaż, -pamiętam, że miała przy sobie klatkę z nietypowo jasno-brązowym kotem, który prychał dosłownie na wszystko,- otwarła pierwszy lepszy przedział i zniknęła. Do dzisiaj pamiętam ten inteligentny błysk w jej oczach.




Mój nowo nabyty kolega zaprowadził mnie do pustego przedziału, po czym rozsiadł się na wygodnych czerwonych fotelach pociągu. Już po nie całej godzinie zrozumiałem, że nie miałem z nim wiele wspólnego. On również pochodził z rodziny czystej krwi i od razu wyczułem, że tiara przydziału nie będzie mieć z nim żadnego kłopotu. Czułem, że będzie to uczeń ze SlytherinuPo tylu latach wciąż nie wiem, dlaczego wtedy nie pomyślałem o tym, że być może sam wyląduję w tym domu. Co jeszcze dziwniejsze, nawet się nie zastanawiałem, gdzie mógłbym albo gdzie chciałbym być przydzielony. Zakradło się we mnie dziwne przekonanie, że będę właśnie w tym domu, gdzie trafi ta dziewczyna z kotem. To było dla mnie oczywiste i nie potrafię uzasadnić dlaczego tak mi się wydawało. Jak że wielkie było moje zaskoczenie, kiedy tiara na mojej głowię, głośno i bez żadnego namysłu zawołała: SLYTHERIN!

Pamiętam, że o mało co się nie rozpłakałem i do końca pierwszej klasy w myślach oskarżałem tiarę o to, że się pomyliła. W ogóle nie widziałem podobieństwa między tym chłopakiem, którego jako pierwszego poznałam w Hogwarcie, a mną. Byłem przekonany, że musi być to straszną pomyłką, szczególnie kiedy zobaczyłem tą dziewczynę z pociągu siadającej u stołu Ravenclaw.
W drugim roku przywykłem do bycia Ślizgonem, ale nigdy nie potrafiłem zrozumieć innych chłopaków, którym sprawiało przyjemność dokuczanie innym. Dla mnie było to coś niepotrzebnego i nie zrozumiałego, jednak musiałem udawać że i mnie to bawi. Bałem się bycia innym. Czułem odrazę do chłopaka, który nigdy nie został moim przyjacielem. Przezywał, gnębił i dokuczał każdemu, kto wpadł mu w drogę, czasami nawet tylko dlatego, bo miał na to ochotę. Chodził dumny jak paw i szczycił się swoją czystą krwią. Nie widziałem w tym żadnego sensu, skoro prawie wszyscy w Slytherinie tym się odznaczali. Ja także.

W drugiej klasie odbył się nabór do drużyny Quidditcha. Wierzyłem, że będę wstanie się dostać, aby tak pokazać się dziewczynie z Ravenclaw, którą widywałem tylko bardzo rzadko. Oczywiście, nie byłem w stanie przyznać się przed samym sobą, że o to mi chodzi. Lubiłem Quidditch i byłem w nim całkiem dobry. Pamiętam dobrze, że zostałbym szukającym gdyby nie pewien chłopak. Tak, właśnie ten.
Jeszcze do dzisiaj nie mogę tego przetrawić. Z miesiącami wszystko zaczęło się we mnie kumulować, byłem świadkiem nierzadko strasznych rzeczy. Przełykałem to. Próbowałem nie myśleć. Choć coraz częściej myślałem o tym, że nie powinno mnie być w tym domu. To, że byłem jak tykająca bomba, która w każdej chwili mogła wybuchnąć, przekonałem się dopiero, jak przyuważyłem owego chłopaka ze swoimi kumplami, wśród nich był także jeden z moich nielicznych kolegów, jak zaczyna zaczepiać grupkę dziewczyn, które stały na korytarzu. Jeszcze długo będę pamiętać każde słowo tej rozmowy.

- Co tam u was, kujonki wielce mądrej Ravenclaw?! Mam pytanie: Czy ona była na tyle głupia, aby myśleć, że szlamy i pół krwiści mają choć trochę rozumu w głowie?- kpił wysoki, przeze mnie znienawidzony chłopak.
Dziewczyny zamurowało, przerwały rozmowy i popatrzyły się na tego, który ich obraził. Zdumiałem się, kiedy zobaczyłem, że jedna dziewczyna wcale nie wyglądała na przestraszoną, chociaż wszyscy wiedzieli, że powinno się bać. Patrzyła na nich ze współczuciem, inaczej nie potrafiłem opisać tego, co zobaczyłem wtedy w jej oczach. Na pewno nie było tam pogardy, złości ani nienawiści. Podeszła nawet parę kroków do przodu, tak, że stanęła twarzą w twarz z tym, co ją obraził. Oczom nie mogłem uwierzyć. Parę koleżanek próbowały ją zatrzymać, lecz ona tylko uśmiechnęła się do nich, przekazując im tym, że wszystko jest w porządku.
-Nie trzeba być mądrym, aby wiedzieć że chcesz nas tylko poderwać.- powiedziała z lekkim, pewnym siebie uśmiechem na ustach.
-Już się zastanawiałam kiedy zacznie wam się nudzić, w końcu dziewczyn o czystej krwi nie jest tak dużo. Slytherin słynie z lekkomyślnych chłopaczków, jak wy, którzy bawią się dziewczynami, a potem, jak się już nimi nacieszą, wyrzucają je jak śmieci. No tak, pewnie sumienie zaczęło się odzywać, że krzywdzicie wasze czyste krwi ślizgonki. I teraz ...no cóż, lepiej jakaś dziewczyna niż żadna. Prawda? Ale wiesz,...- Spojrzała na niego teatralnym wzrokiem od góry do dołu -...jak dla mnie to za bardzo pyskujesz. A na twoje pytanie odpowiem, żeby nie było. U nas dobrze, jesteśmy zaszczycone, że zasłużyłyśmy na twoją uwagę, a na drugie pytanie myślę, że powinna ci odpowiedzieć sama Ravenclaw. -zakończyła.
Zdziwiło mnie to, że wcale nie brzmiała kpiąco, ani wyzywająco. Naprawdę, brzmiała tak, jakby dziękowało ślizgonowi za uwagę, nie brzmiąc przy tym żałośnie.

Oczywiście, chłopak się wkurzył. Chciał coś powiedzieć, ale nie dał rady. Wtem sięgnął po różdżkę. A ja w tej chwili zrozumiałem coś bardzo ważnego, a właściwie wiele rzeczy.
Reakcja tej dziewczyny, która na dodatek była tą dziewczyną z pociągu, wywoła u mnie coś nie wytłumaczalnego. Nagle wstydziłem się siebie, za to, że nigdy nie próbowałem się przeciwstawić tym gnojkom, którzy byli z mojego rocznika. Nigdy nie przyszło mi to nawet do głowy. I chyba za to wstydziłem się najbardziej. A ona potrafiła tak po prostu... stawić mu czoła. Albo było świetną aktorką lub po prostu naprawdę taka już była. A ja, siedziałem w Slytherinie, byłem czystej krwi i nie powiedziałem nigdy NIE na to szaleństwo, które się tam działo.
Nie wiedziałem, że w tym momencie się w niej zakochałem. Ot tak. Oczywiście nie miałem pojęcia, że w tym momencie ktoś również dostał tym samym czarem ,tylko też jeszcze nie był tego świadom.
Widząc, jak ślizgon celuję w nią różdżką, wyjąłem swoją i wyszedłem z mojej kryjówki. Nie bałem się, szczerzę mówiąc miałem ich nagle wszystkich gdzieś i czułem niewytłumaczalne pragnienie wreszcie coś zmienić. Działać. Nie myślałem o tym, że przecież Slytherin to Slytherin, i tak naprawdę nie da się tego zmienić. Tak było i będzie. Jak zresztą od wieków.

Dziewczyna zauważyła mnie kątem oka, po czym spojrzała na mnie, zdezorientowana. Wtedy ślizgon wykorzystał sytuację i rzucił w nią jakimś zaklęciem, które nigdy nie osiągnęło swojego celu, bo sekundę wcześniej wyszeptałem zaklęcie Protego.
A moja wina: Gdzie ona jest? O co chodzi? Przecież to historia zwykłego życia szkolnego. Co w niej interesującego? No właśnie dopiero się zaczyna.
Od momentu mojego sprzeciwu, owy chłopak jeszcze bardziej mnie znienawidził . Jak widać czysta krew nie daje gwarancji na przyjaźń z tobie równym. Przykładem byliśmy my.
W Slytherinie wreszcie zaszła jakaś zmiana, którą zapoczątkowałem ja. Od tamtego momentu zawsze stawiałem czoła mojemu przeciwnikowi. Próbowałem zniweczyć jego status, który posiadał w naszym domu. Na lekcjach wchodziłem mu w słowo, kiedy wyśmiewał się z innych uczniów, nigdy nie dałem się sprowokować i odkryłem w sobie zdolność, której bym się nigdy po mnie nie spodziewał. A było to mniej więcej to samo, co odznaczało tą dziewczynę. Potrafiłem moimi słowami sprawić, że inni zaniemówią. Właśnie tym udało mi się przeciągnąć całkiem sporo osób na moją stronę. Nawet nie wiedziałem kiedy Slytherin został rozdarty na dwie grupy.
W domu węża odbyło się coś, co można by nazwać rewolucją. Pewnego dnia, a był to mój piąty rok w Hogwarcie, szedłem do biblioteki żeby napisać wypracowanie na Historie Magii i Czarodziejstwa, na co w ogóle nie miałem ochoty ani motywacji, lecz jak wiadomo trzeba było. Szukałem właśnie właściwej książki, kiedy usłyszałem szepty nie daleko mnie. Nie zwrócił bym na nie uwagi, gdyby nie głos pewnej dziewczyny.
- Nie możesz tego tak zostawić, słyszysz? On nie może tego robić! To jest...-
Ale czy ty nie rozumiesz, że muszę..? Wszyscy wiemy że w Slytherinie dzieją się teraz ...Wreszcie znalazł się ktoś, kto nie jest jak cała reszta! Wierzę, że uda mu się coś zmienić. W prawdzie dziwię się, dlaczego akurat wylądował w tym strasznym domie, ale .., może właśnie dlatego? Nigdy nie słyszałam o takim przypadku. Nieprawdopodobne...-
NEL!!! Przecież ty mówisz o dwóch innych rzeczach. Ten ślizgon cię szantażuję, inaczej nie można tego nazwać. Nie wiem dlaczego on się z tobą spotyka. To kompletnie do siebie nie pasuje. Nel? Ty mi o czymś nie powiedziałaś, prawda?Jest coś jeszcze? Och, oczywiście że jest!-
Clare, wiesz że mówię ci wszystko, ale o tym nie mogę. Nie mogę po prostu. I nie mówię o dwóch różnych rzeczach. Ten drugi jest sprytny, myśli że wie co robi, ale ja również mam w tym cel. I w końcu nie przypadkowo jestem w Ravenclaw. Nie dam się. Poza tym wiele osób mi mówiło, że jestem niezłą aktorką. To moja jedyna możliwość, żeby pomóc ...a w ogóle jak on ma na imię? Nie sądzę żeby Tian było jego prawdziwym imieniem.powiedziała jakby do siebie. A ja, nie wiedząc co robię, wyszedłem zza cienia regału, odruchowo odgarniając włosy. Na merlina, zawsze to robiłem kiedy byłem podenerwowany.
-Krystian.- wykrztusiłem z siebie. Dziewczyna o dziwo wcale nie była zdumiona moim nagłym wystąpieniem. Po prostu uniosła głowę i popatrzyła się na mnie dosyć kpiącym spojrzeniem.
-Nie wiem czy już słyszałeś, ale podsłuchiwanie zalicza się do niegrzecznych zachowań. Na twoim miejscu było by mi głupio. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przez cały czas zdawałam sobie z tego sprawę, wybaczę ci. Ten jeden raz.- zakończyła nawet całkiem szczerym uśmiechem.

Chciałem coś powiedzieć, lecz była szybsza ode mnie. Odwróciła się do swojej koleżanki i posłała jej takie znaczące spojrzenie, jakie mają w zwyczaju posyłać tylko dziewczyny. Clare nad wyraźniej zrozumiała, po czym spakowała swoje rzeczy do torby, próbując szybko wszystko spakować, jakby nie chciała żebym coś zauważył.
Jednak ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Tylko jedynie na to, że za chwilę będę mógł po raz drugi porozmawiać z tą dziewczyną, która od naszego ostatniego spotkania dosyć się zmieniła. Usiadłem na krześlę, na którym przed chwilą siedziała ta Clare. Kątem oka zobaczyłem zegar stojący nie daleko stolika. Nie długo pani Pince będzie nawoływała do opuszczenia biblioteki. Chociaż z tego, co potrafiłem dostrzec nie wiele uczniów jeszcze się w niej znajdowało.
Dziewczyna która nie mogła wyjść mi z głowy przez wszystkie te lata, spokojnie kończyła pisać zdanie na swojej rolce pergaminu, którą sporą część pokrywała już cienka i elegancka czcionka. Przynajmniej myślałem, że będzie to jej ostanie zdanie, jednak myliłem się, ponieważ zaczęła następne, a po tym kolejne. Starałem być cierpliwy, ale po prostu nie chciało mi to wyjść.
Kiedy usłyszałem znajomy głos pani Pince, nie wytrzymałem nerwowo i powiedziałem:
-Specjalnie to robisz?-
Kończąc swoją pracę kropką, odgarnęła swoje jasno brązowe włosy i popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem. Było by bardzo wiarygodne, gdyby nie moje przeczuci, że właśnie robi ze mnie głupka.
-A co takiego?zapytała niewinnie, uśmiechając się lekko, grzecznie. Jej oczy były dziwnie niebiesko-zielone i takie jasne.
-Jak to co....przecież chciałaś ze mną porozmawiać.- powiedziałem, nie wiedząc co mam zrobić. Mniej więcej czułem do czego zmierzała. W końcu, nie powiedziała, że mam usiąść, ani że chcę ze mną zamienić słowo.''Te jej mądre żarty doprowadzą mnie zaraz do szaleństwa.'' -pomyślałem.
Ona tylko parsknęła śmiechem, co na dodatek zabrzmiało bardzo melodyjnie. Jeśli można było tak opisać parsknięcie.
-No i gdzie ten twój mówczy talent, co? Wszyscy opowiadają, że zawsze wiesz co odpowiedzieć, nie zależnie od sytuacji, czy od słów, które padną. No, no...rozczarowałeś mnie. To była tak stara sztuczka dziewczyn z Ravenclaw na naszych chłopaków. Myślałam, że nie dasz się tak łatwo. A jednak .- zakończyła śmiechem.
Jej oczy błyszczały od rozbawienia. Słysząc jednak jak kroki bibliotekarki Hogwartu zbliżały się coraz bliżej, spoważniała i zaczęła upychać wszystko do swojej torby. Usłyszałem zegar wybijający godzinę siódmą w tym samym momencie, kiedy złapała mnie stanowczo za rękaw mojej szaty, ciągnąc mnie do drzwi wyjściowych.
Zatrzymała się dopiero w jakimś ciemno oświetlonym korytarzu. W oknach można było już dostrzec księżyc i dwie wieże, w których świeciło się światło.
-Stój, nie ruszaj się. -usłyszałem jej głos. Podeszła bliżej i szeptem wypowiedziała jakieś zaklęcie.
Dopiero po nim odetchnęła głęboko, odwracając się w stronę okna. Nie wiedząc co zrobić, po prostu nie ruszyłem się z miejsca.
-Na pewno wiesz, że cała szkoła mówi o tym, co dzieję się Slytherinie. A przede wszystkim o tobie.-szeptała, jakby bała się że ktoś może to podsłuchać, lecz nadal brzmiała stanowczo.
-Ja sama nie mogłam w to uwierzyć, nikt nie mógł. Ślizgon, który przeciwstawia się innym . Najpierw myślałam, że to jakaś pomyłka, coś co nie może być prawdą...i nadal nie rozumiem...-odwróciła się i wbiła we mnie wzrok, a ja po raz pierwszy od tak dawna naprawdę zaniemówiłem. Jej oczy … były srebrno-niebieskimi kropkami. Nienaturalnie lśniące, jak by była kotem na łowach. Ze zdziwienia wziąłem głęboki wdech...
-Co, kim ...twoje oczy...?!powiedziałem, bo nie wytrzymałem. Łudziłem się, że to znowu jakiś jej głupi żart, ale znowu coś mówiłmi, że tym razem nie.
Myślałem przynajmniej, że się odwróci, zacznie się tłumaczyć, ale nic z tych rzeczy. Ona zamiast tego podeszła bliżej. A mnie ogarnęło przedziwne uczucie.
-Nie teraz. Posłuchaj. Próbuję ci pomóc. Malfoy wie dlaczego się ze mną spotyka, ale ja też wiem jak to wykorzystać.Jej głos brzmiał nagląco i ...o dziwo, nerwowo.
Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi...- próbowałem jej przerwać, przecież to miała być normalna rozmowa. Miałem ją lepiej poznać, pośmiać się trochę. Zapytać czy interesuję się Quidditchem i jakiej drużynie kibicuję, kiedy Ravenclaw akurat nie gra. Jednak jej głos przywołał mnie znowu do rzeczywistości.
-On wie, że o czymś wiem. Nie ma wyjścia. Myśli, że wpadnę na jego sztuczki, ale to raczej on będzie ofiarą. Na wszystko przyjdzie czas. Rób dalej, to co robisz. Nie długo wszystko ci wyjaśnię. Jestem oczywiście po twojej stronie.- krótko się jeszcze zastanawiając, powiedziała, tym razem bardziej spokojnie:

- To że mnie lubisz, nie umknęło mojej uwadze. Może zmieniło się to, po tym, co teraz zobaczyłeś. Ostrzegam cię, nie znasz mnie. Nie wiesz o mnie nic. A to, że z jakiegoś nie wytłumaczalnego powodu wpadłam ci w oko, nie znaczy, że masz mnie chronić. Dam sobie radę. Wiem, że usłyszałeś jak Clare mówiła, że Malfoy mnie szantażuję. Nie zawracaj sobie tym głowy, nie wtrącaj się. To jest sprawa między nim a mną. Tak, tak...wytłumaczę ci, jak przyjdzie na to czas. Ciężko mi przechodzi to przez gardło, ale muszę ci podziękować. To ty to wszystko zacząłeś.- Nachyliła się bliże, a po chwili usłyszałem: Dziękuję.


Nazywam się Krystian Melphis. Byłem jedynym ślizgonem który się nim nie czuł. Który zaczął się przeciwstawiać. Być może tiara przydziału pozwoliła sobie jeden raz w swoim istnieniu na pomyłkę. Nie wiem.


Wiem tylko to, że tak się wszystko zaczęło. Moja walka przeciw Lucjuszowi Malfoy'owi, mojemu przeciwnikowi. A później mojemu konkurentowi. Moja rewolucja, która miała się nigdy nie udać. Tak już jakoś jest, że za wszystko obwiniamy młodość i głupotę, która jej towarzyszy. Ale ja nie wiem, czy zrobiłbym inaczej, gdybym był tak „stary” jak teraz.


Nie, młodość nie jest temu winna. Przecież jak jesteśmy starsi, również robimy błędy. My robimy to, co uważamy za słuszne. Czasem trzeba się uwolnić od więzi , które nie pozwalają nam czynić tego, co byśmy chcieli.


Czasem nikt nie potrafi odwiązać tych węzłów, a czasem potrafi to tylko jedna jedyna osoba. U mnie była to Dziewczyna z Jasno-brązowym Kotem. Lecz to przez nią również zostałem związany z powrotem. Inaczej.


Mówiła, że jest po mojej stronie, że chcę mi pomóc, a skończyło się na tym że wpadła w zasadzkę na którą nikt z nas nie jest przygotowany.


Jedyne co udało mi się zachować, to naszą przyjaźń. A i ona rani mnie do dzisiaj. Jej cena jest wysoka.


Nie wiem, jak teraz mógłbym to wszystko naprawić. Wiem, że jest to moja wina. Chociaż nie wiem, czy można się obwiniać za to, że się zakochałeś, bo jeśli nad czymś człowiek nie ma władzy, to właśnie nad tym. A czy można obwiniać się za własne słabości, które zawsze są i będą? Nie wiem. Może . Nie jestem pewien.


Wiem, że wszystko poszło nie tak jak trzeba. Że mam dwie córki. Które mają wypełnić przepowiednię, którą najchętniej roztrzaskał bym na tysiąc kawałków. 
Wiem, że w życiu ich nie widziałem. Wiem, że będę musiał im to powiedzieć. Wszystko.

Wiem, że nie wiem już nic. Ale nie wiem, czy ktoś, kto miał tak zawistnego ojca, że nawet Nel nie potrafiła w nim niczego zmienić, może zostać uratowanym. Tego nie wiem.


Wiem, że będę musiał wrócić do Hogwartu. Ale nie wiem...czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę. 


Dziewczynę z Jasno-Brązowym Kotem


Neleni Granger.


                                                         
Cześć wam! Na początku mojego opowiadania będę nieco skakać. W czasie i miejscach, a także bohaterowie będą się zmieniać. Wszystko mam nadzieję się wyjaśni już niebawem. Proszę o cierpliwość, i od razu przepraszam za wszelkie błędy. Nie mieszkam w Polsce. Kocham pisać, więc piszę ...



Komentarze

  1. Bardzo ciekawie piszesz podoba mi się ;)
    Aż chce się czytać dalej

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam do mnie może Ci się spodoba
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam kiedyś, że wpadnę w wolnej chwili. I muszę napisać, że mnie zaskoczyłaś. :D Weszłam z myślą, że będę czytać o Dramione, klikam pierwszy rozdział, a tu zdziwienie! Jednak czytam dalej i dalej, z zaciekawieniem, o co chodzi, i dopiero na samym końcu się choć troszkę wyjaśniło. :) Podoba mi się koncepcja i narracja z punktu widzenia chłopaka. Bardzo naturalnie Ci ona wyszła. Już czuję, że ta historia będzie ciekawa i wielowątkowa. :)

    PS. Było po drodze trochę błędów, ale na jeden szczególny zwrócę uwagę, bo bardzo razi. Piszemy: jasnobrązowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czcionka... Radziłabym inny kolor, bo na telefonie nic nie widać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty