I. Rozdział - Dziewczyna z Kotem
Nazywam
się Krystian Melphis, jestem czarodziejem o czystej krwi. Kiedyś
nosiłem inne nazwisko, lecz o tym wolę nie pamiętać. Obecnie
pracuję w Ministerstwie, w Departamencie Tajemnic. Mogę sobie
jednak przypisać sporą wiedzę na temat Czarnej Magii. Mieszkam na
przedmieściach Londynu, na osiedlu zamieszkanych przez mugoli.
Kiedy
miałem jedenaście lat, jak każdy nieletni czarodziej otrzymałem
list z Hogwartu, który zapraszał, abym stawił się pierwszego
września na peronie dziewięć i trzy czwarte i pojechał czerwonym
ekspresem, przeznaczonym tylko i wyłącznie dla uczniów tej
niesamowitej szkoły. Tak też zrobiłem.
To
dziwne, że moją pierwszą konwersację w tym pociągu odbyłem z
dziewczyną, która zaś miała stać się dla mnie, przez następne
kilka lat, kimś wyjątkowym. W takich momentach nigdy nie zdajemy
sobie z tego sprawy. Do naszej rozmowy dołączył się inny chłopak,
który sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Jak na
jedenastolatka odznaczał się sporym wzrostem. Zaproponował abyśmy
razem poszukali sobie przedziału. Zgodziłem się i poszedłem za
nim, myśląc, że dziewczyna z którą przed chwilą rozmawiałem
pójdzie za nami. Gdy nie usłyszałem jej kroków, odwróciłem się
za siebie, lecz ona stała i nie ruszała się z miejsca. Chyba
wiedziała co miałem na myśli, bo tylko lekko zaprzeczyła głową
i łapiąc swój bagaż, -pamiętam, że miała przy sobie klatkę z
nietypowo jasno-brązowym kotem, który
prychał dosłownie na wszystko,- otwarła pierwszy lepszy przedział
i zniknęła. Do dzisiaj pamiętam ten inteligentny błysk w jej
oczach.
Mój
nowo nabyty kolega zaprowadził mnie do pustego przedziału, po czym
rozsiadł się na wygodnych czerwonych fotelach pociągu. Już po nie
całej godzinie zrozumiałem, że nie miałem z nim wiele wspólnego.
On również pochodził z rodziny czystej krwi i od razu wyczułem,
że tiara przydziału nie będzie mieć z nim żadnego kłopotu.
Czułem, że będzie to uczeń ze Slytherinu. Po
tylu latach wciąż nie wiem, dlaczego wtedy nie pomyślałem o tym,
że być może sam wyląduję w tym domu. Co jeszcze dziwniejsze,
nawet się nie zastanawiałem, gdzie mógłbym albo gdzie chciałbym
być przydzielony. Zakradło się we mnie dziwne przekonanie, że
będę właśnie w tym domu, gdzie trafi ta dziewczyna z kotem. To
było dla mnie oczywiste i nie potrafię uzasadnić dlaczego tak mi
się wydawało. Jak że wielkie było moje zaskoczenie, kiedy tiara
na mojej głowię, głośno i bez żadnego namysłu zawołała:
SLYTHERIN!
Pamiętam,
że o mało co się nie rozpłakałem i do końca pierwszej klasy w
myślach oskarżałem tiarę o to, że się pomyliła. W ogóle nie
widziałem podobieństwa między tym chłopakiem, którego jako
pierwszego poznałam w Hogwarcie, a mną. Byłem przekonany, że musi
być to straszną pomyłką, szczególnie kiedy zobaczyłem tą
dziewczynę z pociągu siadającej u stołu Ravenclaw.
W
drugim roku przywykłem do bycia Ślizgonem, ale nigdy nie potrafiłem
zrozumieć innych chłopaków, którym sprawiało przyjemność
dokuczanie innym. Dla mnie było to coś niepotrzebnego i nie
zrozumiałego, jednak musiałem udawać że i mnie to bawi. Bałem
się bycia innym. Czułem odrazę do chłopaka, który nigdy nie
został moim przyjacielem. Przezywał, gnębił i dokuczał każdemu,
kto wpadł mu w drogę, czasami nawet tylko dlatego, bo miał na to
ochotę. Chodził dumny jak paw i szczycił się swoją czystą
krwią. Nie widziałem w tym żadnego sensu, skoro prawie wszyscy w
Slytherinie tym się odznaczali. Ja także.
W
drugiej klasie odbył się nabór do drużyny Quidditcha. Wierzyłem,
że będę wstanie się dostać, aby tak pokazać się dziewczynie z
Ravenclaw, którą widywałem tylko bardzo rzadko. Oczywiście, nie
byłem w stanie przyznać się przed samym sobą, że o to mi chodzi.
Lubiłem Quidditch i byłem w nim całkiem dobry. Pamiętam dobrze,
że zostałbym szukającym gdyby nie pewien chłopak. Tak, właśnie
ten.
Jeszcze
do dzisiaj nie mogę tego przetrawić. Z miesiącami wszystko zaczęło
się we mnie kumulować, byłem świadkiem nierzadko strasznych
rzeczy. Przełykałem to. Próbowałem nie myśleć. Choć coraz
częściej myślałem o tym, że nie powinno mnie być w tym
domu. To, że byłem jak tykająca bomba, która w każdej chwili
mogła wybuchnąć, przekonałem się dopiero, jak przyuważyłem
owego chłopaka ze swoimi kumplami, wśród nich był także jeden z
moich nielicznych kolegów, jak zaczyna zaczepiać grupkę dziewczyn,
które stały na korytarzu. Jeszcze długo będę pamiętać każde
słowo tej rozmowy.
-
Co tam u was, kujonki wielce mądrej
Ravenclaw?! Mam pytanie: Czy ona była na tyle głupia, aby myśleć,
że szlamy i pół krwiści mają choć trochę rozumu w głowie?-
kpił wysoki, przeze mnie znienawidzony chłopak.
Dziewczyny
zamurowało, przerwały rozmowy i popatrzyły się na tego, który
ich obraził. Zdumiałem się, kiedy zobaczyłem, że jedna
dziewczyna wcale nie wyglądała na przestraszoną, chociaż wszyscy
wiedzieli, że powinno się bać. Patrzyła na nich ze współczuciem,
inaczej nie potrafiłem opisać tego, co zobaczyłem wtedy w jej
oczach. Na pewno nie było tam pogardy, złości ani nienawiści.
Podeszła nawet parę kroków do przodu, tak, że stanęła twarzą w
twarz z tym, co ją obraził. Oczom nie mogłem uwierzyć. Parę
koleżanek próbowały ją zatrzymać, lecz ona tylko uśmiechnęła
się do nich, przekazując im tym, że wszystko jest w porządku.
-Nie
trzeba być mądrym, aby wiedzieć że chcesz nas tylko poderwać.-
powiedziała z lekkim, pewnym siebie uśmiechem na
ustach.
-Już
się zastanawiałam kiedy zacznie wam się nudzić, w końcu
dziewczyn o czystej krwi nie jest tak dużo. Slytherin słynie z
lekkomyślnych chłopaczków, jak wy, którzy bawią się
dziewczynami, a potem, jak się już nimi nacieszą, wyrzucają je
jak śmieci. No tak, pewnie sumienie zaczęło się odzywać, że
krzywdzicie wasze czyste krwi ślizgonki. I teraz ...no cóż, lepiej
jakaś dziewczyna niż żadna. Prawda? Ale wiesz,...- Spojrzała na
niego teatralnym wzrokiem od góry do dołu -...jak dla
mnie to za bardzo pyskujesz. A na twoje pytanie odpowiem, żeby nie
było. U nas dobrze, jesteśmy zaszczycone, że zasłużyłyśmy na
twoją uwagę, a na drugie pytanie myślę, że powinna ci
odpowiedzieć sama Ravenclaw. -zakończyła.
Zdziwiło
mnie to, że wcale nie brzmiała kpiąco, ani wyzywająco. Naprawdę,
brzmiała tak, jakby dziękowało ślizgonowi za uwagę, nie brzmiąc
przy tym żałośnie.
Oczywiście,
chłopak się wkurzył. Chciał coś powiedzieć, ale nie dał rady.
Wtem sięgnął po różdżkę. A ja w tej chwili zrozumiałem coś
bardzo ważnego, a właściwie wiele rzeczy.
Reakcja
tej dziewczyny, która na dodatek była tą dziewczyną
z pociągu, wywoła u mnie coś nie
wytłumaczalnego. Nagle wstydziłem się siebie, za to, że nigdy nie
próbowałem się przeciwstawić tym gnojkom, którzy byli z mojego
rocznika. Nigdy nie przyszło mi to nawet do głowy. I chyba za to
wstydziłem się najbardziej. A ona potrafiła tak po prostu...
stawić mu czoła. Albo było świetną aktorką lub po prostu
naprawdę taka już była. A ja,
siedziałem w Slytherinie, byłem czystej krwi i nie powiedziałem
nigdy NIE na to szaleństwo, które się tam działo.
Nie
wiedziałem, że w tym momencie się w niej zakochałem. Ot tak.
Oczywiście nie miałem pojęcia, że w tym momencie ktoś również
dostał tym samym czarem ,tylko też jeszcze nie był tego świadom.
Widząc,
jak ślizgon celuję w nią różdżką, wyjąłem swoją i wyszedłem
z mojej kryjówki. Nie bałem się, szczerzę mówiąc miałem ich
nagle wszystkich gdzieś i czułem niewytłumaczalne pragnienie
wreszcie coś zmienić. Działać. Nie myślałem o tym, że przecież
Slytherin to Slytherin, i tak naprawdę nie da się tego zmienić.
Tak było i będzie. Jak zresztą od wieków.
Dziewczyna
zauważyła mnie kątem oka, po czym spojrzała na mnie,
zdezorientowana. Wtedy ślizgon wykorzystał sytuację i rzucił w
nią jakimś zaklęciem, które nigdy nie osiągnęło swojego celu,
bo sekundę wcześniej wyszeptałem zaklęcie Protego.
A
moja wina: Gdzie ona jest? O co chodzi? Przecież to historia
zwykłego życia szkolnego. Co w niej interesującego? No właśnie
dopiero się zaczyna.
Od
momentu mojego sprzeciwu, owy chłopak jeszcze bardziej mnie
znienawidził . Jak widać czysta krew nie daje gwarancji na przyjaźń
z tobie równym. Przykładem byliśmy my.
W
Slytherinie wreszcie zaszła jakaś zmiana, którą zapoczątkowałem
ja. Od tamtego momentu zawsze stawiałem czoła mojemu przeciwnikowi.
Próbowałem zniweczyć jego status, który posiadał w naszym domu.
Na lekcjach wchodziłem mu w słowo, kiedy wyśmiewał się z innych
uczniów, nigdy nie dałem się sprowokować i odkryłem w sobie
zdolność, której bym się nigdy po mnie nie spodziewał. A było
to mniej więcej to samo, co odznaczało tą dziewczynę. Potrafiłem
moimi słowami sprawić, że inni zaniemówią. Właśnie tym udało
mi się przeciągnąć całkiem sporo osób na moją stronę. Nawet
nie wiedziałem kiedy Slytherin został rozdarty na dwie grupy.
W
domu węża odbyło się coś, co można by nazwać rewolucją.
Pewnego dnia, a był to mój piąty rok w Hogwarcie, szedłem do
biblioteki żeby napisać wypracowanie na Historie Magii i
Czarodziejstwa, na co w ogóle nie miałem ochoty ani motywacji, lecz
jak wiadomo trzeba było. Szukałem właśnie właściwej książki,
kiedy usłyszałem szepty nie daleko mnie. Nie zwrócił bym na nie
uwagi, gdyby nie głos pewnej dziewczyny.
-
Nie możesz tego tak zostawić, słyszysz? On nie
może tego robić! To jest...-
- Ale
czy ty nie rozumiesz, że muszę..? Wszyscy wiemy że w Slytherinie
dzieją się teraz ...Wreszcie znalazł się ktoś, kto nie jest jak
cała reszta! Wierzę, że uda mu się coś zmienić. W prawdzie
dziwię się, dlaczego akurat wylądował w tym strasznym domie, ale
.., może właśnie dlatego? Nigdy nie słyszałam o takim przypadku.
Nieprawdopodobne...-
- NEL!!!
Przecież ty mówisz o dwóch innych rzeczach. Ten ślizgon cię
szantażuję, inaczej nie można tego nazwać. Nie wiem dlaczego on
się z tobą spotyka. To kompletnie do siebie nie pasuje. Nel? Ty mi
o czymś nie powiedziałaś, prawda?Jest coś jeszcze? Och,
oczywiście że jest!-
- Clare,
wiesz że mówię ci wszystko, ale o tym nie mogę. Nie mogę po
prostu. I nie mówię o dwóch różnych rzeczach. Ten drugi jest
sprytny, myśli że wie co robi, ale ja również mam w tym cel. I w
końcu nie przypadkowo jestem w Ravenclaw. Nie dam się. Poza tym
wiele osób mi mówiło, że jestem niezłą aktorką. To moja jedyna
możliwość, żeby pomóc ...a w ogóle jak on ma na imię? Nie
sądzę żeby Tian było
jego prawdziwym imieniem.- powiedziała
jakby do siebie. A ja, nie wiedząc co robię, wyszedłem zza cienia
regału, odruchowo odgarniając włosy. Na merlina, zawsze to robiłem
kiedy byłem podenerwowany.
-Krystian.-
wykrztusiłem z siebie. Dziewczyna o dziwo wcale
nie była zdumiona moim nagłym wystąpieniem. Po prostu uniosła
głowę i popatrzyła się na mnie dosyć kpiącym spojrzeniem.
-Nie
wiem czy już słyszałeś, ale podsłuchiwanie zalicza się do
niegrzecznych zachowań. Na twoim miejscu było by mi głupio. Ale
biorąc pod uwagę fakt, że przez cały czas zdawałam sobie z tego
sprawę, wybaczę ci. Ten jeden raz.- zakończyła nawet
całkiem szczerym uśmiechem.
Chciałem
coś powiedzieć, lecz była szybsza ode mnie. Odwróciła się do
swojej koleżanki i posłała jej takie znaczące spojrzenie, jakie
mają w zwyczaju posyłać tylko dziewczyny. Clare nad wyraźniej
zrozumiała, po czym spakowała swoje rzeczy do torby, próbując
szybko wszystko spakować, jakby nie chciała żebym coś zauważył.
Jednak
ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Tylko
jedynie na to, że za chwilę będę mógł po raz drugi porozmawiać
z tą dziewczyną, która od naszego ostatniego spotkania dosyć się
zmieniła. Usiadłem na krześlę, na którym przed chwilą siedziała
ta Clare. Kątem oka zobaczyłem zegar stojący nie daleko stolika.
Nie długo pani Pince będzie nawoływała do opuszczenia biblioteki.
Chociaż z tego, co potrafiłem dostrzec nie wiele uczniów jeszcze
się w niej znajdowało.
Dziewczyna
która nie mogła wyjść mi z głowy przez wszystkie te lata,
spokojnie kończyła pisać zdanie na swojej rolce pergaminu, którą
sporą część pokrywała już cienka i elegancka czcionka.
Przynajmniej myślałem, że będzie to jej ostanie zdanie, jednak
myliłem się, ponieważ zaczęła następne, a po tym kolejne.
Starałem być cierpliwy, ale po prostu nie chciało mi to wyjść.
Kiedy
usłyszałem znajomy głos pani Pince, nie wytrzymałem nerwowo i
powiedziałem:
-Specjalnie
to robisz?-
Kończąc
swoją pracę kropką, odgarnęła swoje jasno brązowe włosy i
popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem. Było by bardzo wiarygodne,
gdyby nie moje przeczuci, że właśnie robi ze mnie głupka.
-A
co takiego?- zapytała niewinnie,
uśmiechając się lekko, grzecznie. Jej oczy były dziwnie
niebiesko-zielone i takie jasne.
-Jak
to co....przecież chciałaś ze mną porozmawiać.-
powiedziałem, nie wiedząc co mam zrobić. Mniej
więcej czułem do czego zmierzała. W
końcu, nie powiedziała, że mam usiąść, ani że chcę ze mną
zamienić słowo.''Te jej mądre żarty
doprowadzą mnie zaraz do szaleństwa.'' -pomyślałem.
Ona
tylko parsknęła śmiechem, co na dodatek zabrzmiało bardzo
melodyjnie. Jeśli można było tak opisać parsknięcie.
-No
i gdzie ten twój mówczy talent, co? Wszyscy opowiadają, że zawsze
wiesz co odpowiedzieć, nie zależnie od sytuacji, czy od słów,
które padną. No, no...rozczarowałeś mnie. To była tak stara
sztuczka dziewczyn z Ravenclaw na naszych chłopaków. Myślałam, że
nie dasz się tak łatwo. A jednak .-
zakończyła śmiechem.
Jej
oczy błyszczały od rozbawienia. Słysząc jednak jak kroki
bibliotekarki Hogwartu zbliżały się coraz bliżej, spoważniała i
zaczęła upychać wszystko do swojej torby. Usłyszałem zegar
wybijający godzinę siódmą w tym samym momencie, kiedy złapała
mnie stanowczo za rękaw mojej szaty, ciągnąc mnie do drzwi
wyjściowych.
Zatrzymała
się dopiero w jakimś ciemno oświetlonym korytarzu. W oknach można
było już dostrzec księżyc i dwie wieże, w których świeciło
się światło.
-Stój,
nie ruszaj się. -usłyszałem jej
głos. Podeszła bliżej i szeptem wypowiedziała jakieś zaklęcie.
Dopiero
po nim odetchnęła głęboko, odwracając się w stronę okna. Nie
wiedząc co zrobić, po prostu nie ruszyłem się z miejsca.
-Na
pewno wiesz, że cała szkoła mówi o tym, co dzieję się
Slytherinie. A przede wszystkim o tobie.-szeptała, jakby bała się
że ktoś może to podsłuchać, lecz nadal brzmiała stanowczo.
-Ja
sama nie mogłam w to uwierzyć, nikt nie mógł. Ślizgon, który
przeciwstawia się innym . Najpierw myślałam, że to jakaś
pomyłka, coś co nie może być prawdą...i nadal
nie rozumiem...-odwróciła się
i wbiła we mnie wzrok, a ja po raz pierwszy od tak dawna naprawdę
zaniemówiłem. Jej oczy … były srebrno-niebieskimi kropkami.
Nienaturalnie lśniące, jak by była kotem na łowach. Ze zdziwienia
wziąłem głęboki wdech...
-Co,
kim ...twoje oczy...?!- powiedziałem,
bo nie wytrzymałem. Łudziłem się, że to znowu jakiś jej głupi
żart, ale znowu coś mówiło mi,
że tym razem nie.
Myślałem
przynajmniej, że się odwróci, zacznie się tłumaczyć, ale nic z
tych rzeczy. Ona zamiast tego podeszła bliżej. A mnie ogarnęło
przedziwne uczucie.
-Nie teraz. Posłuchaj. Próbuję
ci pomóc. Malfoy wie dlaczego się ze mną spotyka, ale ja też wiem
jak to wykorzystać.- Jej głos
brzmiał nagląco i ...o dziwo, nerwowo.
- Nadal
nie rozumiem, o co ci chodzi...- próbowałem
jej przerwać, przecież to miała być normalna rozmowa. Miałem ją
lepiej poznać, pośmiać się trochę. Zapytać czy interesuję się
Quidditchem i jakiej drużynie kibicuję, kiedy Ravenclaw akurat nie
gra. Jednak jej głos przywołał mnie znowu do rzeczywistości.
-On
wie, że o czymś wiem. Nie ma wyjścia. Myśli, że wpadnę na jego
sztuczki, ale to raczej on będzie ofiarą. Na wszystko przyjdzie
czas. Rób dalej, to co robisz. Nie długo wszystko ci wyjaśnię.
Jestem oczywiście po twojej stronie.- krótko się
jeszcze zastanawiając, powiedziała, tym razem bardziej spokojnie:
-
To że mnie lubisz, nie umknęło mojej uwadze. Może zmieniło się
to, po tym, co teraz zobaczyłeś. Ostrzegam cię, nie znasz mnie.
Nie wiesz o mnie nic. A to, że z jakiegoś nie wytłumaczalnego
powodu wpadłam ci w oko, nie znaczy, że masz mnie chronić. Dam
sobie radę. Wiem, że usłyszałeś jak Clare mówiła, że Malfoy
mnie szantażuję. Nie zawracaj sobie tym głowy, nie wtrącaj się.
To jest sprawa między nim a mną. Tak, tak...wytłumaczę ci, jak
przyjdzie na to czas. Ciężko mi przechodzi to przez gardło, ale
muszę ci podziękować. To ty to wszystko
zacząłeś.- Nachyliła się bliże, a po
chwili usłyszałem: Dziękuję.
Nazywam się Krystian Melphis. Byłem jedynym ślizgonem który się nim nie czuł. Który zaczął się przeciwstawiać. Być może tiara przydziału pozwoliła sobie jeden raz w swoim istnieniu na pomyłkę. Nie wiem.
Wiem tylko to, że tak się wszystko zaczęło. Moja walka przeciw Lucjuszowi Malfoy'owi, mojemu przeciwnikowi. A później mojemu konkurentowi. Moja rewolucja, która miała się nigdy nie udać. Tak już jakoś jest, że za wszystko obwiniamy młodość i głupotę, która jej towarzyszy. Ale ja nie wiem, czy zrobiłbym inaczej, gdybym był tak „stary” jak teraz.
Nie, młodość nie jest temu winna. Przecież jak jesteśmy starsi, również robimy błędy. My robimy to, co uważamy za słuszne. Czasem trzeba się uwolnić od więzi , które nie pozwalają nam czynić tego, co byśmy chcieli.
Czasem nikt nie potrafi odwiązać tych węzłów, a czasem potrafi to tylko jedna jedyna osoba. U mnie była to Dziewczyna z Jasno-brązowym Kotem. Lecz to przez nią również zostałem związany z powrotem. Inaczej.
Mówiła, że jest po mojej stronie, że chcę mi pomóc, a skończyło się na tym że wpadła w zasadzkę na którą nikt z nas nie jest przygotowany.
Jedyne co udało mi się zachować, to naszą przyjaźń. A i ona rani mnie do dzisiaj. Jej cena jest wysoka.
Nie wiem, jak teraz mógłbym to wszystko naprawić. Wiem, że jest to moja wina. Chociaż nie wiem, czy można się obwiniać za to, że się zakochałeś, bo jeśli nad czymś człowiek nie ma władzy, to właśnie nad tym. A czy można obwiniać się za własne słabości, które zawsze są i będą? Nie wiem. Może . Nie jestem pewien.
Wiem, że wszystko poszło nie tak jak trzeba. Że mam dwie córki. Które mają wypełnić przepowiednię, którą najchętniej roztrzaskał bym na tysiąc kawałków.
Wiem,
że w życiu ich nie widziałem. Wiem, że będę musiał im to
powiedzieć. Wszystko.Nazywam się Krystian Melphis. Byłem jedynym ślizgonem który się nim nie czuł. Który zaczął się przeciwstawiać. Być może tiara przydziału pozwoliła sobie jeden raz w swoim istnieniu na pomyłkę. Nie wiem.
Wiem tylko to, że tak się wszystko zaczęło. Moja walka przeciw Lucjuszowi Malfoy'owi, mojemu przeciwnikowi. A później mojemu konkurentowi. Moja rewolucja, która miała się nigdy nie udać. Tak już jakoś jest, że za wszystko obwiniamy młodość i głupotę, która jej towarzyszy. Ale ja nie wiem, czy zrobiłbym inaczej, gdybym był tak „stary” jak teraz.
Nie, młodość nie jest temu winna. Przecież jak jesteśmy starsi, również robimy błędy. My robimy to, co uważamy za słuszne. Czasem trzeba się uwolnić od więzi , które nie pozwalają nam czynić tego, co byśmy chcieli.
Czasem nikt nie potrafi odwiązać tych węzłów, a czasem potrafi to tylko jedna jedyna osoba. U mnie była to Dziewczyna z Jasno-brązowym Kotem. Lecz to przez nią również zostałem związany z powrotem. Inaczej.
Mówiła, że jest po mojej stronie, że chcę mi pomóc, a skończyło się na tym że wpadła w zasadzkę na którą nikt z nas nie jest przygotowany.
Jedyne co udało mi się zachować, to naszą przyjaźń. A i ona rani mnie do dzisiaj. Jej cena jest wysoka.
Nie wiem, jak teraz mógłbym to wszystko naprawić. Wiem, że jest to moja wina. Chociaż nie wiem, czy można się obwiniać za to, że się zakochałeś, bo jeśli nad czymś człowiek nie ma władzy, to właśnie nad tym. A czy można obwiniać się za własne słabości, które zawsze są i będą? Nie wiem. Może . Nie jestem pewien.
Wiem, że wszystko poszło nie tak jak trzeba. Że mam dwie córki. Które mają wypełnić przepowiednię, którą najchętniej roztrzaskał bym na tysiąc kawałków.
Wiem, że nie wiem już nic. Ale nie wiem, czy ktoś, kto miał tak zawistnego ojca, że nawet Nel nie potrafiła w nim niczego zmienić, może zostać uratowanym. Tego nie wiem.
Wiem, że będę musiał wrócić do Hogwartu. Ale nie wiem...czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę.
Dziewczynę z Jasno-Brązowym Kotem
Neleni
Granger.
Cześć
wam! Na początku mojego opowiadania będę nieco
skakać. W czasie i miejscach, a także bohaterowie będą się
zmieniać. Wszystko mam nadzieję się wyjaśni już niebawem. Proszę
o cierpliwość, i od razu przepraszam za wszelkie błędy. Nie
mieszkam w Polsce. Kocham pisać, więc piszę ...
Bardzo ciekawie piszesz podoba mi się ;)
OdpowiedzUsuńAż chce się czytać dalej
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam do mnie może Ci się spodoba
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Obiecałam kiedyś, że wpadnę w wolnej chwili. I muszę napisać, że mnie zaskoczyłaś. :D Weszłam z myślą, że będę czytać o Dramione, klikam pierwszy rozdział, a tu zdziwienie! Jednak czytam dalej i dalej, z zaciekawieniem, o co chodzi, i dopiero na samym końcu się choć troszkę wyjaśniło. :) Podoba mi się koncepcja i narracja z punktu widzenia chłopaka. Bardzo naturalnie Ci ona wyszła. Już czuję, że ta historia będzie ciekawa i wielowątkowa. :)
OdpowiedzUsuńPS. Było po drodze trochę błędów, ale na jeden szczególny zwrócę uwagę, bo bardzo razi. Piszemy: jasnobrązowy.
Czcionka... Radziłabym inny kolor, bo na telefonie nic nie widać
OdpowiedzUsuń